Szermierze po raz ostatni walczyli w zawodach Pucharu Świata na początku marca ubiegłego marca, krótko przed tym, jak sportowy świat zatrzymał się na dobre. Floreciści mieli wystąpić w amerykańskim Anaheim, ale musieli szybko ewakuować się do Polski. "Pod koniec lutego wzięliśmy udział w Pucharze Świata w Kazaniu. W Stanach Zjednoczonych miał odbyć się ostatni turniej kończący kwalifikacje olimpijskie. Byliśmy już na miejscu, ale w związku z pandemią zawody zostały odwołane. Musieliśmy szybko wracać do kraju, bo chwilę później loty zaczęły być odwoływane" - opowiadał Kantorski. Mimo częściowego "odmrożenia" sportu latem i jesienią, szermierze nie mieli żadnej okazji przystąpić do rywalizacji międzynarodowej. "Szermierkę pandemia dotknęła mocniej niż inne dyscypliny. Organizacja Pucharu Świata jest jednak niełatwym przedsięwzięciem logistycznym. Startuje ok. 200 zawodników, a w szpadzie liczba uczestników przekracza nawet 300. Do tego ok. 30 sędziów, plus trenerzy, oficjele, służby medyczne. Jesteśmy blisko rok bez kontaktów międzynarodowych, co nie sprzyja przede wszystkim rozwojowi dyscypliny. A w sporcie najważniejsza jest rywalizacja, to jest taki cel treningów" - wyjaśnił Kantorski. Florecistki od października ubiegłego roku przygotowują się do kolejnego sezonu. Walczą jednak tylko między sobą, czy to na treningach, czy w zawodach Pucharu Polski. Julia Walczyk, najwyżej sklasyfikowana Polka w światowym rankingu, nie ukrywa, że brak imprez międzynarodowych to duży dyskomfort. "Dobrze się stało, że połączone zostały kadry seniorek i juniorek, dlatego możemy powalczyć z nowymi zawodniczkami. A młodsze dziewczyny mogą się od nas uczyć. Brakuje jednak tych międzynarodowych walk, tej innej szermierki. Starałyśmy się naciskać na związek, abyśmy mogły pojechać na zagraniczny obóz, ale zdaję sobie sprawę, że w obecnej sytuacji na świecie jest to bardzo trudne" - przyznała florecistka KU AZS-UAM Poznań.