Czwarta zawodniczka olimpijskiego slalomu giganta w Salt Lake City 2002 zamierza dochodzić prawdy w sądzie okręgowym. "Dopiero co wyszłam ze spotkania z mecenasem. Jestem zdecydowana założyć sprawę z powództwa cywilnego o ochronę dóbr osobistych, zarówno moich, jak i męża. Będziemy się domagać publicznego przeproszenia oraz zadośćuczynienia. Równocześnie założę sprawę karną dotyczącą przestępstwa-zniewagi" - powiedziała w czwartek czternastokrotna mistrzyni kraju. W środę poinformowała media, że po jej upadku w drugim poniedziałkowym przejeździe, decydującym o awansie do ścisłego finału slalomu giganta równoległego, trener Dawidek krzyknął do niej: "Stara p... do domu", a potem, do jej męża: "Ćwoku, do domu dzieci pilnować". Jak oświadczyła, słyszały to osoby, stojące na mecie i stoku w pobliżu zdarzenia. W czwartek do tej sprawy odniósł się Dawidek. W przesłanym wyjaśnieniu napisał m.in.: "Zdecydowanie twierdzę, że to, co mówi pani Jagna to kłamstwa, oszczerstwa i pomówienia. Wręcz przeciwnie, to ona mnie atakowała, groziła i krzyczała, że jestem oszustem i fałszuję zawody. Tak samo atakowała prezesa związku pana Marka Króla". Trener kadry zaznaczył, że Marczułajtis zachowywała się bardzo niestosownie wobec zawodników jego klubu, stresując ich na starcie. "Ja oczywiście nie pozostawię tego tak i złożę pozew do sądu. Myślę, że pozostali obrażani i pomawiani też to uczynią" - dodał. Dawidek jest zdania, że wpływ na takie zachowanie trzykrotnej olimpijki miał też fakt, iż to z nim przegrała konkurs na trenera kadry. "Co do dowodów, które pani Jagna może przedstawić, to chciałbym je zobaczyć i usłyszeć, ponieważ fakty, o których mówi, nie miały miejsca. To są absurdy i pomówienia, tą sprawę wyjaśnię w sądzie" - podkreślił. "Wyjaśniam również, iż osoby, które rzekomo słyszały jakieś obraźliwe słowa, stały na mecie lub starcie. Natomiast pani Jagna wywróciła się na szóstej bramce, jakieś 120 m przed metą. Jak z takiej odległości i w takim tumulcie, ktoś słyszał rzekomo moje słowa. A może pani Jagna sobie to po prostu wymyśliła, chcąc mnie zdyskredytować i usprawiedliwić swój bardzo słaby występ w mistrzostwach?" - napisał Dawidek. Dodał, że z Jagną Marczułajtis nie jest to pierwszy problem: "Wielokrotnie obrażała młodych snowboardzistów i naśmiewała się, że jej do pięt nie dorastają. Wielu moich zawodników nie miało ochoty jej widzieć i słuchać, gdyż podczas zgrupowań oraz treningów często przeklinała i obrażała ludzi dookoła". Trener nie zgadza się też z zarzutami, że trasa była źle zabezpieczona. "Mówienie o dziurach jest niedorzeczne" - przyznał. Innego zdania jest zawodnik i szkoleniowiec klubu AZS Zakopane Marcin Sitarz. "Karolina Jasion po upadku przeleciała pod siatką zabezpieczającą, co dowodzi, że była źle ustawiona. Nie powinno być prześwitu między śniegiem a dolną krawędzią" - powiedział PAP. "Z tego, co mi wiadomo, siedem tygodni temu pani Jasion urodziła dziecko, a więc nie dość, że jest w okresie poporodowym, to jeszcze przez ostatni rok nie jeździła na snowboardzie. Był to jej zapewne pierwszy poważny kontakt ze śniegiem. Sprawą raczej powinien zająć się prokurator, gdyż trener klubowy AZS Zakopane pan Marcin Sitarz wystawił na zawody nieprzygotowaną i słabą kobietę w połogu" - odpierał oskarżenia Dawidek.