<a href="http://sport.interia.pl/raport/transfery/tabela/ligowe-transfery-lato-2010,549">Komplet transferów w Ekstraklasie! Zobacz!</a> W porównaniu z poprzednimi latami, tym razem było zdecydowanie więcej transferów gotówkowych, pobito nawet rekordy pod tym względem. Dominowało jednak zatrudnianie zawodników za darmo, takich którym akurat skończyły się kontrakty. Istotnym nurtem naszego rynku transferowego były też powroty starych, nieco zapomnianych gwiazd, na które nie było już popytu w innych, lepszych ligach. Wyrównane rekordy Na wydawanie dużych pieniędzy na konkretnych zawodników zdecydowała się przede wszystkim Legia, która po klęsce sportowej w poprzednim sezonie potrzebowała nowych gwiazd, aby przyciągnąć kibiców na przebudowany stadion. Na "dzień dobry" wyrównano więc transferowy rekord Ekstraklasy płacąc milion euro za defensywnego pomocnika Dinama Zagrzeb - Ivicę Vrdoljaka. Od 1999 r., gdy Wisła zapłaciła Lechowi za Macieja Żurawskiego dwa mln marek (to równowartość miliona euro) nikt w Polsce nie wydał tyle za piłkarza. W wydatkach Legię na początku sierpnia dogonił właściciel Polonii Warszawa - Józef Wojciechowski, który wydał podobną kwotę na młodego napastnika Ruchu - Artura Sobiecha. Dość niespodziewanie na trzecim miejscu w wydatkach na konkretnego piłkarza, uplasował się Janusz Filipiak. Właściciel Cracovii za błyskotliwego skrzydłowego NEC Nijmegen Saidiego Ntibazonkizę wyłożył 700 tysięcy euro! Generalnie polskie kluby, jeśli już zdecydują się za kogoś zapłacić, to wydają sumy na poziomie pół miliona euro. To sporo, ale za takie pieniądze pozyskuje się piłkarzy przeciętnych, niczego nie gwarantujących. Przekonała się o tym np. Wisła płacą pół miliona euro za serbskiego bramkarza Milana Jovanicia (przegrywa rywalizację z Mariuszem Pawełkiem) czy stopera Gordana Bunozę, który ma mnóstwo braków i na pewno nie wzmocnił zespołu. Podobnie jest w Legii - wydatek na poziomie 500 tysięcy euro na bramkarza Marjana Antolovicia i obrońcę Srdję Kneżevicia nie przyniósł zadowalającego efektu sportowego. Defensywa transferowa Lecha Bardzo konserwatywnie działał na transferowym rynku Lech Poznań. Cztery miliony euro uzyskane od Borussii Dortmund za Roberta Lewandowskiego miały być przeznaczone na wzmocnienia. Tymczasem z tej kwoty wydano niespełna milion. Za 250 tysięcy euro (tyle wynosiła kwota odstępnego w kontrakcie zawodnika) pozyskano Jacka Kiełba z Korony. O 50 tysięcy euro więcej kosztował napastnik Joel Tshibamba z Arki Gdynia. Długą batalię stoczono z węgierskim Zalaegerszegi o Artjomsa Rudnevsa. Ostatecznie Łotysz trafił na Bułgarską za 400 tysięcy euro, ale nie mógł grać w meczach pucharowych, gdyż jeszcze w lipcu rozegrał spotkanie w kwalifikacjach Ligi Europejskiej w swoim poprzednim klubie. "Gdybyśmy go pozyskali wtedy, to trzeba byłoby za niego zapłacić milion euro, a tak kupiliśmy go za 400 tysięcy" - tłumaczył właściciel Lecha Jacek Rutkowski. Niby świetny interes, ale... może Lech z Rudnevsem w składzie awansowałby do fazy grupowej Ligi Mistrzów. A wtedy "Kolejorz" wzbogaciłby się o minimum 8 milionów euro. Na szczęście Rudnevs będzie mógł wspomóc ekipę z Poznania w rozgrywkach grupy A Ligi Europejskiej! Rezerwowi z wielkich klubów Flamengo Rio de Janeiro, River Plate, Velez Sarsfield - to dość imponująca zestaw klubów, z których piłkarze tego lata trafili do naszej Ekstraklasy. Gdy jednak spojrzy się na to bardziej wnikliwie urok pryska. Bruno Mezenga, Andres Rios, Ariel Cabral byli drugoplanowymi zawodnikami we wspomnianych zespołach, które na co dzień penetrowane są przez skautów z wszystkich liczących się w świecie klubów. Jeśli nie trafili do: Hiszpanii, Anglii, Włoch, Niemiec czy Portugalii, to świadczy o tym, że mają jakiś defekt. Nie znaczy to, że w Polsce nie mogą być gwiazdami, choć nawet u nas początki mają trudne. Wielkie powroty Latem tego roku byliśmy świadkami kolejnej, bodaj najintensywniejszej od lat fali powrotów do naszej Ekstraklasy. Zatrudnienie w polskich klubach znaleźli: Artur Wichniarek, Maciej Żurawski, Marcin Żewłakow i Arkadiusz Radomski, którzy postanowili jeszcze ogrzać się w blasku lokalnej sławy przed udaniem się na emeryturę. Z opuszczonymi głowami, po nieudanych próbach podboju zagranicznych ligi, wrócili do kraju byli mistrzowie Europy juniorów: Przemysław Kaźmierczak, Rafał Grzelak i Paweł Golański. Ten ostatni wciąż bezskutecznie szuka klubu. Wszyscy są jeszcze w optymalnym dla piłkarza wieku. Niech grają więc w Polsce zamiast wycierać ławkę rezerwowych w zagranicznych klubach. Na rynku transferowym karty rozdaje Józef Wojciechowski Na razie za największego wygranego letniego polowania na zawodników uchodzi Polonia Warszawa, która rozpoczęła pozyskiwanie zawodników od wielkiej wpadki, jaką było zatrudnienie Arkadiusza Onyszki. Józef Wojciechowski, chcąc przebić ofertę Wisły, podpisał kontrakt z zawodnikiem bez badań lekarskich. Niebawem okazało się, że Onyszko jest poważnie chory i musi przejść transplantację nerki. Później właściciel "Czarnych Koszul" działał już z większą rozwagą, ale nie szczędził grosza. Oprócz wspomnianego Sobiecha, pozyskał inny wielki polski talent, obrońcę Macieja Sadloka (tylko że na Konwiktorską trafi w styczniu). Za darmo przygarnął trzech solidnych piłkarzy GKS-u Bełchatów: Dariusza Pietrasiaka, Jakuba Tosika i Patryka Rachwała. No i przede wszystkim skusił - ogromnymi zarobkami - upadłą zagranicą gwiazdę Ebiego Smolarka. Ta drużyna ma walczyć o mistrzowski tytuł, a Wojciechowski zapowiada kolejne transfery. Najlepiej i najgorzej w Wiśle Najwięcej słów krytyki za transferowe dokonania spadło na szefów Legii. Skrajnie radykalne opinie mówią o wyrzuceniu w błoto 10 milionów złotych. Rzeczywiście, wyniki oraz styl gry ekipy Macieja Skorży nie rzucają na razie na kolana, ale w Legii widać ogromny potencjał. To tylko kwestia czasu, gdy ten zespół zacznie właściwie funkcjonować. Pod względem finansowym największym wygranym tego okna transferowego jest Wisła. Wicemistrzowie Polski sprzedając trzech piłkarzy: Arkadiusza Głowackiego, Marcelo i Juniora Diaza zarobili około pięciu milionów euro. Transfery te były jednak typowym wyprzedawaniem rodowych sreber przez upadającego arystokratę. Na jakiś czas uratowano klubowy budżet, natomiast pod względem sportowym nastąpiła totalna degradacja. W klubie do połowy sierpnia nie było dyrektora sportowego, nowy prezes pracę rozpoczął dopiero 1 lipca. To spowodowało totalny chaos przy pozyskiwaniu piłkarzy. Skauci - Zdzisław Kapka i Edward Klejndinst do transferów wytypowali tak przeciętnych piłkarzy jak: Milan Jovanić, Erik Cikosz, Gordon Bunoza czy Dragan Paljić. Niewiele do zespołu wnosi Andres Rios. Uczestnik finałów mistrzostw świata z reprezentacją Hondurasu - Osman Chavez jest już w kubie prawie miesiąc, ale na razie wsławił się tym, że kierowana przez niego defensywa w meczu Młodej Ekstraklasy z Polonią Bytom straciła cztery gole. Sytuację miało poprawić zatrudnienie dyrektora sportowego z Holandii Stana Valckxa. Początek jego pracy przy Reymonta okazał się jednak fatalny. Zgodził się na transfer Juniora Diaza, a w zamian pozyskał rezerwowego w zespole drugiej ligi tureckiej, zapuszczonego pod względem fizycznym Marokańczyka - Nourdina Boukhariego. To był dobry piłkarz, ale kilka lat temu, gdy strzelał bramki dla Ajaksu. Poza tym, po co drużynie kolejny pomocnik, skoro Wisła w defensywie ma bodaj najgorszą sytuację kadrową spośród wszystkich zespołów w Ekstraklasie? Za darmo? Też można Zdecydowana większość zespołów pozyskiwała zawodników za darmo. W takich przypadkach trzeba wykazać się sporym wyczuciem. Mądrze załatano ubytki w Bełchatowie zatrudniając: Marcina Żewłakowa, Zlatko Tanevskiego i Grzegorza Barana. Korona Kielce postawiła na doświadczenie Andrzeja Niedzielana i nie narzeka. Jagiellonia Białystok potrafiła odszukać w rezerwach Wigan Athletic młodego polskiego skrzydłowego Tomasza Kupisza. W Śląsku Wrocław na razie zacierają ręce po pozyskaniu z MKS Kluczbork Waldemara Soboty. Odkrycie na boiskach niższych lig perełek nie ma zbyt wiele, a - zważywszy na poziom szkolenia w Polsce - więcej nie będzie. Nasze klubu wciąż będą więc skazane na zatrudnianie piłkarzy drugiego i trzeciego sortu z Bałkanów czy Ameryki Południowej. Na gwiazdy, choćby średniego formatu, naszych klubów póki co nie stać, a za milion euro można co najwyżej kupić zawodnika klasy Vdroljaka. <a href="http://sport.interia.pl/raport/transfery/tabela/ligowe-transfery-lato-2010,549">Od Żurawskiego, Żewłakowa, Smolarka przez Vrdoljaka do Sobiecha - raport z transferów na polskim rynku!</a> Czytaj również: <a href="http://sport.interia.pl/pilka-nozna/liga-mistrzow/news/stalo-sie-wladcow-futbolu-dopadl-kryzys,1526199">Transfery na Zachodzie: Władców futbolu dopadł kryzys!</a>