Jak poinformował w środę dziennik "Le Monde", prokuratura w Paryżu w dalszym ciągu bada środki medyczne zarekwirowane w trakcie Tour de France, w tym strzykawki i środki służące perfuzji krwi. "Na razie nie wykryto śladów substancji dopingowych" - powiedział zastrzegający sobie anonimowość przedstawiciel paryskiej prokuratury. Dodał, że analiza zebranego materiału biologicznego pozwoliła na wydzielenie siedmiu różnych profili genetycznych (w Tour de France startują zespoły dziewięcioosobowe - PAP), których identyfikacja będzie możliwa, jeśli Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) prześle prokuraturze dane z paszportów biologicznych kolarzy. Na początku października media informowały o raporcie francuskiej agencji antydopingowej (AFLD), z którego wynikało, że niektóre ekipy nie były zaskakiwane testami antydopingowymi podczas Tour de France. W uprzywilejowany sposób miała być traktowana właśnie grupa Astana Contadora i Armstronga. Dziesięciostronicowy dokument AFLD wymieniał konkretne przykłady. Lekarze AFLD odnotowali m.in., że 11 lipca w hotelu, gdzie zatrzymała się grupa Astana, czekali 45 minut na kolarzy, którzy mieli obowiązek natychmiastowego stawienia się na kontrolę. "Taka tolerancja, bez wiarygodnego usprawiedliwienia ze strony kolarzy, nie pozwala, ze względu na brak eskorty, na prawidłowe przeprowadzenie testów i nie zapobiega ewentualnej manipulacji" - podkreślał raport AFLD. Inne nieprawidłowości dotyczyły ogółu peletonu. Np. inspektorzy UCI błędnie kwalifikowali jako "kontrole poza zawodami" te badania, które przeprowadzano przed etapem lub po etapie w hotelach. Według "Le Monde", ten błąd miał bardzo poważne konsekwencje, ponieważ lista substancji zakazanych +poza zawodami+ jest znacznie bardziej ograniczona od spisu specyfików zabronionych +podczas zawodów+ i nie zawiera stymulantów czy kortykoidów.