Contador uderzył się mocno w kolano w środę, ale - jak zaznaczył - już na pierwszym etapie po kraksie, która zablokowała mu przejazd, stracił "swoje normalne depnięcie na pedał". Odczuwa ból w kolanie, ale ma nadzieję dojechać do Pirenejów bez większych strat czasowych. "Trzeba być optymistą. Do Pirenejów zostały jeszcze trzy dni i najważniejsze, by do tego czasu wydobrzeć" - podkreślił Contador. Hiszpan po dziewięciu etapach jest szesnasty, ze stratą 4.07 do prowadzącego Francuza Thomasa Voecklera. Do swych najgroźniejszych rywali - Luksemburczyków Andy'ego i Franka Schlecków oraz Australijczyka Cadela Evansa traci około półtorej minuty. Contador nie jest pewny swej dyspozycji. "Nie można w tej chwili wyciągać wniosków. Trzeba poczekać do pierwszego etapu w Pirenejach. Rywale? Trzeba również poczekać na Pireneje. Jedna rzecz jest pewna - to, że Evans jest w wielkiej formie. Są bracia Schleckowie i jest Ivan Basso. Groźniejsi wydają się być Schleckowie, bo mają większe pole do manewru". Również Andy Schleck uważa, że prawdziwy wyścig rozpocznie się w czwartek w Pirenejach. "Pierwszy tydzień był bardzo męczący, mimo że nie było wielkich gór. Być może najbardziej męczący, od kiedy startuję w Tour de France. Mnóstwo energii kosztowało mnie utrzymanie się z przodu grupy i uniknięcie problemów. Ale walka o klasyfikację generalną rozpocznie się w Pirenejach". Schleck nie sądzi, by powtórzyła się sytuacja sprzed roku, gdy o zwycięstwo rywalizowali tylko on i Contador. "Kandydatów do zwycięstwa jest pięciu, sześciu" - wspomniał. Zapytany o nazwiska, wymienił: "Gesink, Leipheimer, Kloeden, Evans i mój brat, który jest w wielkiej formie".