- Pamiętasz swój pierwszy Trening Noworoczny? Jako kibic czy zawodnik? - Zacznijmy od kibica. Pamiętam, ale trochę jak przez mgłę. To był bodajże rok 1987. W Nowy Rok wybrałem się z moim tatą na stadion. Było to dla mnie duże przeżycie. Bramkę strzelił wtedy chyba Skalski, a obok niego wystąpili między innymi Marek Holocher i Mateusz Jelonek. - A Twój pierwszy Trening Noworoczny już w roli zawodnika Cracovii? To było w roku 1991. Razem z kolegami z drużyny juniorów wystąpiliśmy jako rezerwy. My byliśmy jeszcze nastolatkami, a przeciwko nam stanęli zawodnicy dojrzali. Był to w ogóle mój pierwszy poważny mecz w seniorach. Mówię, że poważny, bo pomimo tego, że Trening Noworoczny ma charakter zabawowy, to wtedy graliśmy nadzwyczaj serio i twardo. My - drużyna juniorków - chcieliśmy się bardzo pokazać, a zawodnicy pierwszej drużyny chcieli też nam pokazać miejsce w szyku. To było chyba jedno z najbardziej zaciętych i poważnie granych spotkać noworocznych jakie pamiętam. Wynik był stosunkowo wysoki, chyba 5-3 dla pierwszej drużyny, ale kibice obejrzeli wtedy naprawdę dobry mecz. - Który Trening najbardziej utkwił Ci w pamięci? Nie pamiętam w którym to było roku, ale była to nadzwyczaj śnieżna zima. Na boisku było bardzo dużo śniegu i ciężko się po nim chodziło, a co dopiero biegło i grało w piłkę. Było też bardzo zimno. Pomimo to przybyło wtedy bardzo wielu kibiców. Nam bardzo trudno było kopnąć piłkę w tym śniegu po kolana, bo ta cały czas siadała w zaspach. Non stop się wywracaliśmy. Ale kibice cały czas nas dopingowali, mając przy tym niezły ubaw. Zresztą my, piłkarze, także. Ten trening pamiętam również dlatego, że imprezę sylwestrową urządzał wtedy Łukasz Paluch, mieszkający wówczas w budynku przy ul. 3 Maja, obok boiska lekkoatletycznego. Była fajna ekipa, m.in. Zegarki, ja no i Paluszek. Zafarbowaliśmy sobie dla żartu włosy na zielono - specjalnie na Trening - i prosto z imprezy poszliśmy na nogach na stadion. - Z Treningami Noworocznymi wiążą się liczne anegdoty. Tak, z każdym wiąże się jakaś anegdota, ale niektórych to nawet nie wypada opowiadać. To czasem taka tajemnica, której nie wyciąga się z szatni. Ale pamiętam na przykład, jak podczas jednego z meczów ktoś nam podmienił bidony z napojami i pierwszy z chłopaków, który chciał uzupełnić płyny miał bardzo zaskoczoną minę, bo w bidonie było... piwo. (śmiech) Nie wiem do dzisiaj kto nam sprawił takiego psikusa - czy trener, czy może któryś kibic, ale śmiechu było sporo. - W tym roku po raz pierwszy wystąpisz już nie jako kibic czy piłkarz, ale jako kierownik. Czujesz tremę? Tak to się potoczyło, że najpierw byłem kibicem na Treningu Noworocznym, potem przez wiele lat sam grałem, następnie znów powróciłem na jakiś czas do roli widza, a teraz po raz pierwszy wystąpię jako kierownik drużyny. Tremy nie mam - miałem ją może, gdy po raz pierwszy pełniłem funkcję kierownika w meczu oficjalnym Cracovii. Coś takiego czułem raczej, gdy pierwszy raz po zakończeniu gry w Cracovii pojawiłem się na trybunach podczas Treningu. Zdecydowanie wolę uczestniczyć od środka w meczu, nawet wtedy, gdy ma charakter zabawowy. Do zobaczenia na stadionie 1 stycznia!