Po dwóch zwycięstwach z Holandią 3:1 i Rumunią 7:0, zespół trenera Petera Ekrotha przegrał z Ukrainą 1:2, a następnie stracił szanse na awans ulegając Włochom 2:4. W ostatnim meczu turnieju nasz zespół poległ w starciu z niżej notowanymi Brytyjczykami (1:2 po dogrywce). "Wyspiarze" fetowali zwycięstwo z Polską niemal tak samo gorąco, jak Włosi powrót do Top Division. Do późnej nocy hucznie świętowali też brytyjscy fani. My kończymy mistrzostwa w znacznie gorszych nastrojach. Gdyby przed turniejem ktoś mówił, że zajmiemy czwarte miejsce, zostałby posądzony o sianie defetyzmu. Nowy trener, półmilionowa premia za awans, dodatkowe 30 tysięcy za każde zwycięstwo i nawet szykowne garnitury dla kadrowiczów miały podnieść prestiż gry w reprezentacji i jednocześnie morale zawodników. Mieliśmy walczyć o awans, a nie zmieściliśmy się nawet na podium. Jednym słowem: klapa. Czego zabrakło? W gorących komentarzach dominowały opinie, że wszystkiego po trochu: skuteczności, efektywnego rozgrywania przewag, czasu na przećwiczenie alternatywnych wariantów taktycznych i także siły. Nieoficjalne głosy wtajemniczonych, że wyniki badań niektórych kadrowiczów można by pomylić z wynikami pracowników biurowych potwierdził sam prezes PZHL. - Przygotowań do sezonu nie można rozpoczynać kilka tygodni przed nim - powiedział Zdzisław Ingielewicz. - Przeanalizujemy wyniki badań przed sezonem i po nim, aby sprawdzić, jak wygląda praca w poszczególnych klubach. Według prezesa PZHL braki kondycyjne zawodników to kolejny dowód na to, że sprowadzanie przeciętnych trenerów i zawodników z zagranicy obniża poziom polskiego hokeja. Choć wypadliśmy znacznie poniżej oczekiwań, to pozycja selekcjonera Petera Ekrotha wciąż jest bardzo mocna. Prezes przyszedł na konferencję prasową po ostatnim, nieudanym meczu, aby dać poparcie trenerowi. Przekonywał, że nasza reprezentacja pod okiem Szweda idzie w dobrym kierunku, tylko potrzebuje czasu. Chwalił Ekrotha za rezygnację z kilku doświadczonych zawodników i zastąpienie ich młodszą generacją. Według niego zdała egzamin. Marne to jednak pocieszenie po tym, jak nawet na zapleczu elity częściej schodzimy z lodu pokonani. Mirosław Ząbkiewicz, Toruń