23-letni Phelps wyrównał w sobotę rekord siedmiu medali igrzysk, który Spitz ustanowił w 1972 r. w igrzyskach w Monachium. Udało mu się to w wyścigu na 100 m stylem motylkowym, choć o grubość paznokcia wyprzedził drugiego na mecie rywala. To ostatnie zwycięstwo daje mu szansę poprawienia wyczynu Spitza w niedzielnym wyścigu sztafet na dystansie 4x 100 m stylem zmiennym. - Myślę, że można nazwać Michaela najlepszym olimpijczykiem wszech czasów. Nie tylko ze względu na liczbę złotych medali, których nie ma nikt inny, ale także dlatego, jak sobie radzi i w jaki sposób je zdobywał, w sytuacji niebywałej presji sukcesu - powiedział Mark Spitz w amerykańskiej telewizji NBC. 58-letni Spitz dodał, że zawsze wiedział, iż w końcu znajdzie się ktoś, kto dorówna jego wyczynowi z Monachium. Nazwał występ Phelpsa w Pekinie "epickim" i dodał, że jego rodak z Baltimore stanowi "inspirację dla młodzieży całego świata". Po sobotnim wyścigu Phelps przyznał, w wywiadzie dla NBC, że już myślał, że stracił nagrodę miliona dolarów ufundowaną przez firmę Speedo za wyrównanie rekordu olimpijskiego Spitza. Bez względu na to, czy zdobędzie w Pekinie 8 złotych medali czy nie, Phelps wróci z igrzysk z największą w historii liczbą złotych krążków. Ma ich obecnie (z IO 2004 i 2008) 13. W tabeli medalowej wszech czasów pozostają za nim tacy sławni sportowcy, jak Spitz, Carl Lewis (USA - lekkoatletyka), Larysa Łatynina (ZSRR - gimnastyka) i Paavo Nurmi (fiński biegacz lat międzywojennych) - po 9.