"To był bardzo dobry rok dla promocji pływania. Ale pewien niesmak pozostaje. Część rekordów padła bowiem w kostiumach, które nie spełniają żadnych norm - nie są strojem, a wyposażeniem. Był też ograniczony dostęp do najlepszych kostiumów - mieli je tylko czołowi pływacy, ci którzy mogli pobić rekordy świata" - ocenił w rozmowie z PAP Usielski. "Europejska federacja mocno działa w tej sprawie. Doszło już bowiem do absurdu - nawet dzieci zakładają superkostiumy. Być może będziemy świadkami przesilenia, ale jestem pesymistą. Niestety pływanie poszło w złym kierunku i będzie ciężko z niego zawrócić. Wcześniej dyscyplina wyróżniała się na tle sportów, gdzie sprzęt odgrywał dużą rolę" - dodał prezes. Mniej ciepłych słów "sternik" polskiego pływania miał dla sukcesów krajowych zawodników. Pływacy zawiedli bowiem na igrzyskach olimpijskich - nie zdobyli żadnego medalu. Wcześniej na mistrzostwach Europy w Eindhoven sięgnęli po złoto (Paweł Korzeniowski, po dyskwalifikacji zwycięzcy 200 m stylem motylowym) oraz brąz (Mateusz Sawrymowicz na 1500 m stylem dowolnym). Po igrzyskach większość olimpijczyków zrobiła sobie dłuższą przerwę i nie startowała w grudniowych mistrzostwach Polski. Ich miejsce coraz odważniej starają się więc zająć młodzi pływacy. "Mamy uzdolnioną grupę młodzieży, która co raz mocniej naciska naszych czołowych zawodników. Chcemy, żeby do czasu majowych mistrzostw kraju (kwalifikacje do startu w mistrzostwach świata w Rzymie - przyp. PAP), obie grupy osiągnęły jak najlepszą formę. Oceniając jednak sytuację na pięć miesięcy przed zawodami wielkich podstaw do optymizmu nie ma" - podkreślił prezes. "W ostatnich czterech latach dobrze sprawdził się system kwalifikacyjny na duże imprezy. Uznaliśmy więc, że mimo problemów, przed mistrzostwami świata w Rzymie nie będziemy go zmieniać - minima są już znane. Niedawne mistrzostwa w Rijece pokazały, że także młodzi zawodnicy są w stanie wywalczyć kwalifikację na tak dużą imprezę. Co innego cele - jeśli czołówka nie wystartuje, to będzie to raczej impreza mająca dać młodym doświadczenie, rekordy życiowe" - powiedział. Zdaniem władz PZP wypalił się system zgrupowań - w ostatnich latach czołowi zawodnicy większą część roku spędzali na różnych obozach w kraju i za granicą. Przestało to jednak przynosić efekty, pojawiły się kłopoty z motywacją. "Nie da się całkowicie odejść od szkolenia centralnego. Niestety pod względem infrastruktury nie jesteśmy w stanie rywalizować z czołówką europejskiego pływania. W krajach, gdzie w większości miast - jak choćby w Anglii, są 50-metrowe baseny hasło decentralizacji jest łatwe do zrealizowania" - wyjaśnił prezes. "W najbliższym czasie zmienimy system pracy. Jak długo będzie się dało, będziemy trenować w klubach. Nie będzie obowiązku przyjazdu na zgrupowania. Stworzymy jednak możliwość korzystania z 50- metrowych basenów - w Gorzowie i Ostrowcu. Tam, w ustalonych przez PZP terminach, dostępna będzie na nasz koszt baza. Każdy trener klubowy będzie mógł przyjechać ze swoimi zawodnikami i ćwiczyć według swojego programu. Musi to być jednak w terminach uzasadnionych szkoleniowo" - dodał. W ocenie prezesa Usielskiego problemy z bazą sportową zostaną rozwiązane dopiero za kilka lat. Do tego czasu nie ma szans, by polskie pływanie poczyniło znaczne dostępy, co wobec coraz lepiej prezentujących się rywali z innych krajów, nie napawa optymizmem. "Najgorzej wygląda sprawa w stolicy. Myślę, że w Warszawie 50- metrowego basenu nie będzie. Nie widzę żadnych pozytywnych sygnałów, władze miasta nie są nim zainteresowane. Lepiej wygląda to w innych miastach. Śledzimy kilka takich inicjatyw i jest szansa, że w najbliższych latach będzie ich kilka. Bardzo blisko jest Szczecin i to jest obecnie partner strategiczny związku - w miejsce Warszawy. Rozpoczęto już prace na Malcie w Poznaniu, a w Olsztynie, Lublinie, Gliwicach i Krakowie trwa zbieranie dokumentów" - zapewnił prezes Usielski.