Po czterech rundach na polu Pacific Ocean Woods i Mediate remisowali - mieli na koncie po 283 uderzenia. Zarządzono więc dogrywkę, ale 18 kolejnych dołków nie przyniosło rozstrzygnięcia, choć Woods wyrównał dopiero na ostatnim. W rozgrywce "nagła śmierć" pokonał rywala już na pierwszym dołku i zapewnił sobie 14. wielkoszlemowy tytuł w karierze, a zarazem 65. wygraną w cyklu PGA Tour. US Open Woods wygrał po raz trzeci, ale ostatnio sztuka ta udała mu się w 2002 roku, kiedy turniej rozgrywano jeszcze na polu Bethpage Black. Był to pierwszy występ Amerykanina od kilku miesięcy. 15 kwietnia przeszedł operację kolana i na jego twarzy często malowało się cierpienie, kiedy przemieszczał się po polu. "Cieszę się, że to już koniec. Dłużej już nie mogę grać - ból jest wprost nie do zniesienia. Teraz będę przez jakiś czas odpoczywał" - zapowiedział Woods. Woods dołączył do legendarnego Jacka Nicklausa - są jedynymi zawodnikami, którzy co najmniej trzykrotnie wygrali wszystkie turnieju wielkiego szlema. Nicklasu ma jednak na koncie łącznie 18 wygranych. Mediate będzie bohaterem mediów i kibiców. Dwa tygodnie wcześniej dopiero w dogrywce zapewnił sobie udział w turnieju. W poniedziałek 45-latek był bliski zwycięstwa - na ostatnim dołku mógł wbić piłkę z około 20 stóp i zakończyłby zawody z mniejszą liczą uderzeń niż Woods. Minimalnie jednak przestrzelił. Na polu, skazywanemu na "pożarcie" Mediate'owi, kibicowało 12 tysięcy widzów. "Pewnie, że chciałem wygrać, ale i tak się cieszę. Fani przyszli, żeby zobaczyć wielki turniej i to właśnie dostali" - zapewnił Mediate. Zgodził się z nim Woods, który nazwał zmagania w San Diego "najlepszym turniejem, w jakim kiedykolwiek brałem udział".