"Drużynowa jazda na czas wyeliminowała (w tym roku) sporo kolarzy i zostało nas tylko trzech czy czterech. Za rok drużynowego etapu nie będzie. Do kluczowych odcinków dojedzie z szansami nawet dziesięciu chłopaków" - skomentował Armstrong, trzeci w tegorocznej Wielkiej Pętli, za Hiszpanem Alberto Contadorem i Luksemburczykiem Andym Schleckiem. Armstrong nie chciał się wypowiadać na temat swoich szans. Zaznaczył, że potrzebuje czasu, aby szczegółowo przestudiować profile etapów. Teksańczyk w przyszłym roku pojedzie w Tour de France w budowanej specjalnie dla niego ekipie RadioShack. W innej drużynie, choć jeszcze nie wiadomo w jakiej, wystartuje Contador. W lipcu Contador i Armstrong jechali w barwach Astany i przez połowę wyścigu nie było jasne, który z nich będzie liderem ekipy. Dopiero na górskich etapach Contador udowodnił swoją wyższość. Trasa przyszłorocznej edycji podoba się Hiszpanowi. "To będzie trudniejszy wyścig niż Tour 2009, bardziej dla +górali+, co jest dla mnie dobrą wiadomością. Trudno będzie kontrolować rywalizację w pierwszym tygodniu. Nie przepadam za odcinkami kostki brukowej z wyścigu Paryż-Roubaix (na trasie trzeciego etapu do Arenbergu - PAP). Najważniejsze, by się nie przewrócić i by nie padało" - powiedział Contador. Andy Schleck ucieszył się, że nie zaplanowano drużynowej jazdy na czas. "Jestem bardzo zadowolony i nie zgadzam się z moim szefem (Bjarne Riisem), który jest wielkim zwolennikiem takich etapów. Dla mnie to zbyt duży stres. Co do kostki brukowej, to są specjaliści w naszej drużynie (Saxo Bank) od jazdy po takiej nawierzchni. Ja do nich nie należę. Ale nie na kostce rozstrzygnie się wyścig" - ocenił Luksemburczyk.