Wiadomo, kim był "Wielki Johann". Rozwinął "La Masia", stworzył "Dream Team", dał Katalończykom pierwszy tytuł najlepszej drużyny Europy, ale ponad wszystko wymyślił styl Barcelony, który stał się jej znakiem firmowym. Ulubionu uczeń Cruyffa Wiadomo, kim jest Guardiola. Wychowankiem "La Masia", ulubionym uczniem Cruyffa, w którym Holender dojrzał kontynuatora swego dzieła. Ponieważ w klubie z Katalonii wszystko było już jednak wymyślone, pojawia się pytanie o rolę trenera w ostatnich sukcesach drużyny? Guardiola podkreśla, że dla Barcy każdy mecz jest aktem obrony klubowych wartości, własnej tożsamości i stylu. Zaparcie się go byłoby zdradą, czymś gorszym niż porażka. Skoro Katalończycy stosują zawsze tą samą taktykę, może trener potrzeby jest im wyłącznie na konferencjach prasowych? Guardiola idealnie się podczas nich sprawdza. Tylko czy wnosi coś do sposobu gry zespołu? W takich przypadkach powraca wspomnienie pierwszego meczu z Interem w półfinale poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Po golu Pedro, Barcelona prowadziła na San Siro 1-0 i wydawało się, że każdy rozsądny trener nakazałby swoim zawodnikom utrzymać wynik. Nie chodziło o obronę Częstochowy, ale wycofanie stoperów na wysokość własnego pola karnego, by nie dać rywalowi miejsca do nękania ich prostopadłymi podaniami na wolne pole za plecami. Guardiola tego nie zrobił. Pique z Puyolem trwali na linii środkowej boiska, tymczasem Inter zdobywał kolejne gole. Nawet fakt, że trzeci padł ze spalonego, nie jest okolicznością łagodzącą dla katalońskiego trenera. Pep to ich przywódca Wielu krytyków Guardioli zarzucało mu wtedy, że zachował się jak sprzymierzeniec Interu, robiący co można, by jego piłkarzom grało się jak najtrudniej. Barca przyjechała na Giuseppe Meazza nie po to, by przekonać świat, że się nie boi Interu, ale osiągnąć dobry wynik przed rewanżem. Tamta porażka 1-3 obciążała zmysł taktyczny młodego trenera. To samo stało się niedawno w finale Pucharu Króla z Realem Madryt, gdy Katalończycy mieli piłkę przez 75 proc czasu nie oddając w pierwszej połowie strzału na bramkę Ikera Casillasa. Można było dojść do przekonania, że ta oczywista taktyka Katalończyków, zawsze przewidywalna, zawsze taka sama staje się po woli bronią samobójczą. Przed półfinałami Champions League Barcelona znalazła się pod wielką presją, z której uwolniła ją czerwona kartka dla Pepe, a potem geniusz Leo Messiego. Jaka w tym zasługa Guardioli? Dla samych graczy Barcelony zupełnie oczywista. Po pierwsze Pep to ich przywódca, wyznający wszystkie wartości, w które sami wierzą. W naturalny sposób godzi ego Xaviego, Messiego i Iniesty. Konflikt Ronaldinho z Eto'o rozsadził od środka drużynę Franka Rijkaarda, która wygrała Champions League w 2006 roku. Guardiola wie co trzeba, by nie dopuścić do powtórki. Oczywiście zadanie ma łatwiejsze, bo obecni liderzy drużyny to wychowankowie "La Masia". Być może jednak gdzie indziej nie dałoby się bezboleśnie przebrnąć przez tak delikatny moment, jakim było w styczniu ogłoszenie wyników "Złotej Piłki"? Psycholog, a nie geniusz taktyczny Pep doskonale wyczuwa nastrój w szatni. Jego wypowiedzi na konferencjach prasowych adresowane są w dużej części do... jego graczy. Dobrym przykładem było wstrząśnięcie zespołem po wylosowaniu Szachtara Donieck w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. We wszystkich hiszpańskich mediach piłkarze Barcelony atakowani byli informacjami, że są już w następnej rundzie, Guardiola musiał coś z tym zrobić, by pobudzić entuzjazm i emocje. "Nigdy wcześniej nie miałem tak złych przeczuć. Jesteśmy bliżej odpadnięcia z rozgrywek, niż półfinału" - ogłosił. Wyniki były takie jak oczekiwano: 5-1 i 1-0. Wszystko to jednak przedstawia trenera Barcy jako zdolnego psychologa, ale nie geniusza taktycznego. Tymczasem fakt, że nie wymyślił stylu gry drużyny, nie znaczy, iż nic w nim nie udoskonalił. Nawet byli gracze Dream Teamu nie mają wątpliwości, że drużyna Guardioli jest o klasę lepsza od pierwowzoru. Podstawową różnicę sprawia wysoki pressing, zespół Cruyffa słynął z podziału na niewiarygodny atak i mizerną defensywę. U Guardioli tylko Messi bywa zwolniony z walki o piłkę i to wyłącznie w meczach o mniejszym znaczeniu. Gra obronna zespołu z Katalonii jest dziś jej znakiem firmowych w takim samym stopniu jak dryblingi Messiego, rajdy Alvesa, prostopadłe podania Xaviego, czy unikalna wymiana piłki w trójkątach. Defensywa wszech czasów? W tym sezonie Barca straciła w lidze zaledwie 20 goli i jest bardzo blisko poprawienia swojego własnego rekordu wszech czasów (24 w ubiegłym roku). Z innych drużyn, najwyżej w tej klasyfikacji są Real Madryt z 1988 roku prowadzony przez Leo Beenhakkera i Valencia z 2004, kiedy jej trenerem był Rafael Benitez. Oba legendarne zespoły zdobywały mistrzostwo kraju tracąc w sezonie odpowiednio 26 i 27 bramek. Victor Valdes po raz czwarty w karierze otrzyma trofeum Zamory dla bramkarza z najmniejszą średnią puszczonych goli w Primera Division. Olbrzymią rolę w jego sukcesie odegrali gracze ...ofensywni. Kiedy spojrzeć na statystyki wynika z nich, że pięciu piłkarzy Barcy odpowiedzialnych nominalnie za atak: Messi, Pedro, Villa, Xavi i Iniesta ma dwa razy więcej odbiorów piłki niż ofensywna siódemka Realu Madryt (Di Maria, Ronaldo, Özil, Higuaín, Benzema, Adebayor i Kaká). "Piłkarze Guardioli zwykle poruszają się w pobliżu pola karnego. Tam gromadzi się ich największa liczba, toteż odbiór piłki w tych właśnie miejscach jest najłatwiejszy i najbardziej ekonomiczny" - napisał Oscar Cano w swojej książce: "Model gry FC Barcelony". Tłumaczy to w jakimś stopniu, dlaczego tak skuteczna gra w defensywie możliwa była mimo plagi kontuzji i chorób wśród graczy obrony. W tym sezonie tylko Pique i Alves uniknęli poważnych urazów, pozostała piątka: Puyol, Abidal, Milito, Maxwell i Adriano nie wystąpiła nawet w połowie spotkań ligowych. Bramkarz jak libero Jest jeszcze coś diametralnie różniącego zespoły Cruyffa i Guardioli. Wynika to oczywiście ze zmiany przepisów, ale nie wszyscy współcześni bramkarze potrafią posługiwać się nogami tak jak Victor Valdes (Andoni Zubizarreta nie umiał tego na pewno). W ostatnim meczu z Realem Madryt na Camp Nou w półfinale LM bramkarz Barcelony wymienił z kolegami 23 podania, więcej niż David Villa (17), oraz rywale Angel di Maria (21) i Kaka (18, grał godzinę). Gol dla Barcelony padł po akcji, którą Valdes rozpoczął 20-metrowym, precyzyjnym podaniem do Daniego Alvesa nad głowami napastników Realu. Po złotym strzale Pedro, koledzy pobiegli do niego z gratulacjami, tylko trener wysłał podziękowania bramkarzowi. "Takie akcje wymyśla Pep i długo ćwiczymy je potem na treningach. On traktuje mnie jestem libero" - tłumaczył Valdes. Trener, jak zwykle, odbił piłeczkę. "Wielki szacunek dla Victora. To on bezbłędnie wybiera moment, kiedy może podjąć ryzyko" - powiedział. Valdes był jednak uparty. Tłumaczył, że w sposobie gry obecnej Barcelony więcej jest Guardioli, niż Messiego, Xaviego i Iniesty. Potwierdzają to obaj Hiszpanie. Są w klubie od 11. i 12. roku życia, ale przed Pepem żaden inny trener Barcy nie widział ich w tak kluczowych rolach. Guardiola miał coś w zanadrzu nawet dla kogoś tak unikalnego jak Messi. W żadnym innym wielkim klubie Europy środkowy napastnik nie ma 168 cm wzrostu i cech skrzydłowego. To tak jakby Alex Ferguson ustawił w tej roli w Manchesterze Ryana Giggsa. Wyobraźnia przestrzenna Pep ma też szczególną wyobraźnię przestrzenną. Jego asystent Tito Vilanova wspomina, że gdy jako całkowity żółtodziób prowadził rezerwy w trzeciej lidze, udzielał instrukcji rywalom jak powinni wykorzystywać wolne przestrzenie na boisku. "Pep, co cię to obchodzi" - wściekał się Vilanova, tymczasem Guardiola w ramach przeprosin bąkał coś pod nosem, że źle ustawiony napastnik burzy u niego poczucie harmonii. Z tego właśnie powodu dla trenera Barcy tak ważnym graczem jest wyciągnięty z rezerw do wielkiej piłki Pedro. Zdaniem Guardioli on ustawia się i pokazuje do gry niemal perfekcyjnie. Bez niego ofensywa Katalończyków zawsze trochę kuleje, tak jak gra obronna bez Carlesa Puyola. Ostatnia rzecz to oczywiście sławne posiadanie piłki. Tak ważne dla Katalończyków, przyprawiające ich rywali o ból głowy, a niechętnych im kibiców wręcz o mdłości. Ani Dream Team, ani drużyna Franka Rijkaarda z Ronaldinho tak długo futbolówki nie trzymały. W spotkaniu z Panathinaikosem w fazie grupowej tej edycji LM, "possesion" Barcy osiągnęło 84 proc! Ostatni mecz, w którym Katalończycy mieli krócej piłkę, niż ich rywal zdarzył się 16 marca 2008 roku, a więc jeszcze za kadencji Rijkaarda. W erze Guardioli takie zjawisko nie wystąpiło ani razu, i nie zanosi się na nie. W pierwszym sezonie pracy Pepa średnie posiadanie piłki Barcelony w meczu ligowym wyniosło 65,3 proc, w kolejnym wzrosło do 66,6, w tym osiągnęło 71,1. Strach pomyśleć, do czego dojdzie - bez wątpienia jednak pod tym względem osiągnięcia trenera Barcy są bezdyskusyjne. Trudno więc zrozumieć, dlaczego nawet ci, którzy widzą w dziele Pepa Guardioli kandydata na zespół wszech czasów, odmawiają geniuszu jego trenerowi? Wciąż przebąkują, że jeśli rzeczywiście jest taki dobry, powinien udowodnić to w innym klubie. Trener Barcy nie da im czekać w nieskończoność. Za rok kończy mu się kontrakt w Barcelonie, którego być może już nie przedłuży. Panicznie boi się wypalenia, a nie ukrywa, że praca w rodzinnym domu, jest dla niego podwójnie obciążająca i stresująca. Przy kolejnych wyzwaniach przekonamy się więc ostatecznie, czy Pep sam zapracował na swój obecny sukces, czy zawdzięcza go wyłącznie symbiozie z Barceloną? Liczba Barcelony 95 - taki procent ludzi biorących udział w internetowej ankiecie madryckiego dziennika "Marca" uważa, że drużyna Guardioli jest lepsza od Dream Teamu. Obecny zespół Barcelony wywalczył 10 trofeów w trzy lata, drużyna prowadzona przez Cruyffa zdobyła 12 w siedem lat. Sam Guardiola twierdzi, że pozycja Dream Teamu w historii klubu z Katalonii jest absolutnie nie do pobicia. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=2079289">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu</a>