- Panie i tak mają lepiej niż mężczyźni - powiedziała Kowalczyk w "Przeglądzie Sportowym". - My startujemy rano, koło dziesiątej, kiedy jeszcze trzyma mróz z nocy i można przewidzieć, jak będą się zachowywać narty. Po południu słońce robi swoje i w torach zaczyna się zbierać się woda. W dodatku faceci biegną na dłuższym dystansie - dodała biegaczka. - Bieg łączony pozwala na pewną zagrywkę taktyczną. Można inaczej posmarować narty do stylu klasycznego, odmiennie do łyżwy. Odwilż jest na całego, wszystko płynie, ale nie obawiam się ryzyka odwołania jakiejś konkurencji. Śniegu jest dużo, trasy są znakomicie przygotowane. Potrafimy też odpowiednio dobrać smary. Większe komplikacje dla naszej kadry mógłby powodować mróz. A że niektóre rywalki narzekają? Ich problem... - tłumaczyła Kowalczyk.