Najczęściej samorządy z chęcią łożą na sport, ale dopóki inwestycje dotyczą szkolenia młodzieży, poprawy infrastruktury, popularyzacji kultury fizycznej, nie budzi to wielkich emocji. Po prostu lokalna władza realizuje swą misję. Gorzej, gdy miasta decydują się na potężne wydatki na sport zawodowy. W PKO Ekstraklasie od 54 mln zł dla Piasta do zera dla Lecha i Zagłębia Brak strategii, układy, układziki i kto kogo lubi, ten temu pomoże - tak w ujęciu ogólnokrajowym samorządy finansują zawodowe kluby PKO Ekstraklasy. Nie wszystkim się podoba, że władza lokalna wydaje grube miliony na kluby, które tłumnie sprowadzają sowicie opłacanych, przeciętnie grających obcokrajowców. Z raportu "Wprostu" wynika, że w pięciolatce 2016-2020 gliwicki samorząd wsparł Piasta kwotą aż 54 mln zł, co daje palmę pierwszeństwa "Piastunkom". Pod względem frekwencji na stadionie Piast jest dopiero 13. w lidze. Bez wsparcia od samorządu w najwyższej klasie rozgrywkowej jest tylko Zagłębie Lubin, które jednak utrzymuje spółka z udziałem Skarbu Państwa - KGHM. Potentat miedziowy nie dość, że wybudował stadion za 130 mln zł, to jeszcze co roku przekazuje na klub ponad 21 mln zł, co stanowi 96 proc. wpływów sponsorskich. W 2020 r. "Miedziowi" zyskali kolejne 14,6 mln zł z praw telewizyjnych. 30 milionów zarobili na transferach Bartosza Białka i Bartosza Slisza. W ten sposób osiągnęli najwyższy w historii zysk roczny, w wysokości 26 mln zł. Lech bez wsparcia gotówkowego, ale ze stadionem za półdarmo Teoretycznie wsparcia w gotówce nie otrzymuje od samorządu Lech, ale wybudowany za 750 mln zł stadion dostał w użytkowanie za darmo. Pierwotnie w rewanżu miał oddawać miastu 7,5 procent wpływów z dnia meczowego. Skończyło się jednak na opłacie miesięcznej w wysokości 55 tys. zł. Dla porównania, Wisła, która korzysta na co dzień tylko z kilku pomieszczeń klubowych, za jednorazowe wynajęcie na mecz Stadionu Miejskiego im. Henryka Reymana musi zapłacić miastu 123 tys. zł. Kibicom piłkarskim nie trzeba przypominać, że arena Wisły mieści prawie o 10 tys. widzów mniej od stadionu na którym gra Lech. Nikomu nie przeszkadza fakt, że najwyższa w lidze frekwencja na stadionie - przeciętnie 16,7 tys. widzów na mecz - to dowód na wysokie zapotrzebowanie na "Białą Gwiazdę". Samorząd traktuje ją jednak po macoszemu - w ostatnich pięciu latach dostała ledwie 730 tys. zł tytułem promocji logotypu miasta na strojach. W ten sposób samorządy zaburzają rywalizację na wolnym rynku. Jedne nie pomagają wcale, drugie wspierają minimalnie, inne robią to w znacznym stopniu, a pozostawione bez wsparcia kluby muszą sobie radzić gospodarnością. I mogą tylko z zazdrością spoglądać w kierunku ośrodków, które dostają takie wsparcie jak Piast od Gliwic, Lechia od Gdańska, Śląsk od Wrocławia, Wisła od Płocka, czy Górnik od Zabrza. Czy faktycznie wspomniane miasta zyskują promocyjnie tyle, ile wydają? Samorządy zapewniają, że otrzymują w ten sposób znacznie wyższy ekwiwalent reklamowy od wydanych kwot na sponsoring klubów. Gdańsk szczyci się pomocą dla swych klubów Gdańsk z chęcią udziela wsparcia swym klubom zawodowym. Kwoty wsparcia warunkuje corocznymi badaniami ich medialności. - Na 2021 r. miasto Gdańsk zawarło umowy promocyjne z klubami posiadającymi zespoły w najwyższych klasach rozgrywkowych w piłce nożnej (Lechia - przyp. red.), piłka ręczna mężczyzn (Torus Wybrzeże), siatkówka mężczyzn (Trefl Gdańsk), rugby kobiet (Biało-Zielone Ladies) i mężczyzn (RC Lechia), unihokej kobiet (Olimpia Osowa), futsal kobiet (AZS UG Futsal Ladies), hokej kobiet (Stoczniowiec). Związaliśmy się również umową promocyjną z występującym w II lidze żużlowym GKS Wybrzeże, ponieważ jest to dyscyplina sportu ważna dla mieszkańców, o czym świadczy frekwencja na trybunach - powiedział Interii Jędrzej Sieliwończyk z biura prasowego prezydenta Gdańska. Tak żużlowe kluby doją samorządową kasę Na spore wsparcie lokalnych władz mogą też liczyć kluby w drogim i popularnym w naszym kraju żużlu. Żużlowa Unia Tarnów dostaje z samorządowej kasy tylko 30 tys. zł. To jednak ewenement i powód do wytykania tarnowskiego samorządu przez środowisko za to, że daje tak mało. Bo skoro radni z Gorzowa, na wniosek prezydenta, potrafili niedawno przegłosować wyłożenie ponad 10 mln zł z miejskiej kasy na czteroletnią umowę na zakup licencji na Grand Prix (mistrzostwa świata na żużlu), to dlaczego ktoś inny daje drobne "na waciki". Polski żużel od lat śpi na miejskiej kasie. W ekstraligowych klubach z Zielonej Góry i Grudziądza ma nawet udziały. ZOOleszcz DPV Logistic GKM Grudziądz dostał w tym roku od samorządu 3,5 mln zł w ramach dokapitalizowania. Najpierw dwa miliony, a jako że na koniec brakowało w kasie na kontrakty, to dołożono jeszcze 1,5 miliona. Stelmetowi Falubazowi Zielona Góra też miasto nie da zginąć. W tym roku dało tylko 1,5 mln zł, ale to i tak dużo, zważywszy na fakt, że Zielona Góra jest jednym z najbardziej zadłużonych miast w Polsce. Wróćmy do Gorzowa, którego radni sypnęli groszem na Stal. Ta cieszy się jednak specjalnymi względami. W tym roku cała dotacja na sport w Gorzowie wyniosła 4,4 mln zł, z czego Stal dostała 2,3 mln. Drugie na liście koszykarki AZS AJP Gorzów otrzymały 750 tys. zł, a piłkarze Warty Gorzów - 100 tys. Nawet jeśli w przyszłym roku Gorzów zmniejszy dotację dla Stali, dajmy na to o 50 procent, to dzięki zakupieniu praw do Grand Prix klub będzie na sporym plusie. Na tym można zarobić nawet i dwa miliony, a miasto nie weźmie z tego ani złotówki. Taki układ działa od lat w Toruniu, gdzie dotacja dla eWinner Apatora jest zwykle niewielka (w tym roku to było 550 tys. zł), ale bonusem są prawa do GP. W istocie Apator dostaje więc blisko 2,5 mln zł. W Katowicach finansowo rządzi Gieksa Tak na marginesie, to wyjątkowa pozycja Stali w Gorzowie nie jest czymś szczególnym. W Katowicach rządzi GKS. Popularna "Gieksa" wzięła w tym roku 16,5 miliona z 19, które miasto przeznaczyło na sport. 19 "baniek" było dzielonych na 18 klubów, a to jeden z nich zgarnął praktycznie wszystko. Kasa pójdzie głównie na piłkę, ale swoje dostaną też hokeiści, szachiści i siatkarze, bo GKS jest klubem wielosekcyjnym. W niemal każdym żużlowym ośrodku miasto stawia sobie za punkt honoru, by dać na klub speedwaya możliwie jak najwięcej. Takie Leszno, choć ma tylko około 550 mln zł w budżecie, wykłada 800 tys. zł. Mało? Chyba jednak nie, skoro mający 5,4 mld zł Wrocław daje na Betard Spartę 4,2 mln zł. Gdyby zakochane w żużlu Leszno miało kilka miliardów, to strach pomyśleć, ile dostałaby miejscowa Unia. W tym roku ekstraligowe kluby dostały od samorządów blisko 18,5 mln zł. Najwięcej - Betard Sparta. Niewiele mniej, bo 4 mln zł - Motor Lublin. Motor może dodatkowo liczyć na wojewodę, który dokłada milion z budżetu europejskiego. Nic dziwnego, że właśnie Sparta i Motor biły się w tym roku o złoto. Dzięki wsparciu miasta miały najwięcej pieniędzy i mogły sobie pozwolić na najlepszych zawodników. Spółka podnosi wymogi licencyjne Swoją drogą, to włodarze miast czasami czują się za bardzo wykorzystywani przez kluby i zarządzającą rozgrywkami PGE Ekstraligi spółkę. Ta druga wciąż podnosi licencyjne wymogi. Chce mocniejszego oświetlenia, odwodnienia liniowego i plandek chroniących tory przed deszczem. Co jakiś czas trzeba też wymieniać dmuchane bandy, które mają określony czas przydatności do użytku. Kluby, którym spływają do kasy miliony z samorządów, w przypadku inwestycji wyciągają ręce po dodatkowe pieniądze. Bo stadiony są miejskie. Kilku prezydentów miast chciało postawić tamę wciąż nowym żądaniom. Zwłaszcza że kluby za rok dostaną po 6,5 mln zł w ramach umowy telewizyjnej i sponsorskiej. Z rebelii jednak nic nie wyszło, bo większość prezydentów liczy głosy, które może zdobyć wśród kibiców i finalnie woli dać kasę dla świętego spokoju, niż toczyć spory mogące kosztować reelekcję. Nawet po 850 tys. zł za etap Tour de Pologne Samorządowa kasa, zwłaszcza dużych miast, jest też na ogół szczodra dla Tour de Pologne. Organizatorzy TdP niejednokrotnie muszą mierzyć się z zarzutami, że rywalizacja w nim od lat skupia się wyłącznie na południowo-wschodnim regionie kraju. Powód tego jest jednak prozaiczny - impreza gości tam, gdzie pojawiają się sponsorzy, a największy entuzjazm wykazują włodarze miast z Lubelszczyzny, Małopolski i Śląska, którzy są gotowi płacić sumy liczone w setkach tysięcy złotych za etap. 850 tys. zł w 2019 r. i pół miliona w dotkniętym pandemią 2020 r. - tak do karuzeli Tour de Pologne dokłada się Kraków, który jest jednym z najważniejszych miast etapowych. Mniejsze miejscowości są gotowe płacić nawet za ulokowanie w nich premii lotnej lub specjalnej - w ich przypadku są to kwoty rzędu kilkunastu tysięcy. Ten rodzaj promocji to jednak bardzo dobra inwestycja - transmisje z imprezy sprzedawane są do kilkudziesięciu krajów świata, a ekwiwalent reklamowy (gdyby przeprowadzić stosowną analizę) w pewnością co najmniej kilkukrotnie przewyższa wkład własny. Kluby PKO Ekstraklasy dostają blisko 60 mln zł od samorządów Choć żużel i kolarstwo trzymają się u nas mocno i tak w dotacjach samorządowych rządzi piłka. Na dwie najważniejsze ligi - PKO BP Ekstraklasę i Fortuna 1. Ligę lokalne władze wydały w ubiegłym roku prawie 100 mln zł! Co ciekawe, kluby siatkarskie otrzymały tylko niecałe 18,5 mln zł, choć PlusLiga to jedna z najsilniejszych lig świata. O wiele bardziej szczodre są samorządy dla klubów koszykówki męskiej, które zebrały wsparcie rzędu 32,2 mln zł. Z raportu przygotowanego we wrześniu przez "Rzeczpospolitą" wynika, że największe wsparcie w 2020 r. z kasy samorządów otrzymywały: - piłkarska PKO Ekstraklasa - 59,4 mln zł - piłkarska Fortuna 1. Liga - 48,3 mln zł - koszykówka mężczyzn - 32,2 mln zł - piłkarska 2. Liga - 25,8 mln zł - żużel - 20,8 mln zł - piłka ręczna mężczyzn - 18,7 mln zł - siatkówka mężczyzn - 18,5 mln zł - koszykówka żeńska - 14,5 mln zł - hokej na lodzie - 13,5 mln zł - siatkówka kobiet - 10,9 mln zł - piłka ręczna kobiet - 7,8 mln zł Tak w 2020 r. na zawodowy sport wydawały najbardziej szczodre miasta: 19,4 mln zł - Wrocław (11 mln dla Śląska) 18,6 mln zł - Lublin 12,95 mln - Gdańsk Michał Białoński, Dariusz Ostafiński, MS, TC