Naszych zawodników czeka od przyszłego tygodnia rywalizacja w MŚ w narciarstwie klasycznym i trener przyznaje, że odczuwa presję. - MŚ są najważniejszą imprezą. Mówiliśmy o tym od początku sezonu. Na pewno więc wyniki z Predazzo będą miały wpływ na ocenę mojej pracy na koniec sezonu - stwierdził. - Wyczuwam pewną presję, ale nie oznacza to, że zacznę wykonywać jakieś nerwowe ruchy. Tajner zdecydowanie nie zgadza się z krzywdzącą, jego zdaniem, krytyką. - Postęp, jaki dokonał się przez ostatnie trzy lata w polskich skokach, jest chyba zauważalny. Mogę udowodnić, że rozwinął się nie tylko Małysz - wyjaśnił szkoleniowiec. - Stworzyliśmy świetny zespół, który niektórzy próbują teraz "rozwalić". Z jakiej racji? Za co? Co potem. Jaki uznany zagraniczny trener zgodzi się prowadzić Małysza za 2 tysiące 900 złotych miesięcznie? Cała sytuacja jest nieracjonalna. Trener kadry broni także swojej decyzji o wycofaniu naszej reprezentacji z PŚ w Willingen. - Wszyscy zawodnicy z czołówki rozpoczęli okres przygotowań do mistrzostw świata po niezwykle nerwowym konkursie, który dla większości z nich okazał się porażką. Tylko Andreas Widhoelzl wypadł przyzwoicie. To może mieć znaczenie w MŚ - powiedział. Adam Małysz - nasz czołowy skoczek i jedyna realna medalowa szansa na MŚ - nie skakał od prawie dwóch tygodni, a swój pierwszy skok po pauzie odda w niedzielę w Ramsau, gdzie kadra spędzi ostatnie dni przed wyjazdem do Włoch. - Adam czuje się dobrze. Nie wiem czy "złapał świeżość", jak my to mówimy - ocenił Tajner. - Taki był cel przerwy w startach, ale efekt tak naprawdę poznamy dopiero podczas mistrzostw świata, na skoczni w Predazzo. Na pewno Adamowi dobrze zrobił pobyt w domu. Małysz odpoczął psychicznie. Więcej nie jestem w stanie w tej chwili stwierdzić.