"Będziemy starali się wyjaśnić tę sprawę do końca. Jednogłośnie potępiliśmy stosowanie środków dopingujących przez sportowców. Będziemy się starali dojść prawdy i ukarać winnych" - zadeklarował Tajner. 10 marca Polski Komitet Olimpijski poinformował, że wynik badania dopingowego Kornelii Marek, które przeprowadzono na igrzyskach w Vancouver, po biegu sztafetowym 4x5 km dał wynik pozytywny. Polki zajęły wówczas szóste miejsce. 12 marca, na żądanie zawodniczki, w olimpijskim laboratorium w Richmond przeprowadzono analizę próbki B. We wtorek PKOL otrzymał z Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego informację, że w organizmie Polki potwierdzono obecność niedozwolonej substancji z rodziny EPO (erytropoetyna). Polski Związek Narciarski jeszcze we wtorek zwołano prezydium związku, którego obrady trwały do późnych godzin nocnych. "Zawodniczka przyznała się, że otrzymywała leki w postaci zastrzyków, natomiast twierdzi, że nie miała pojęcia o żadnych środkach dopingujących. W związku z tym nie przyznaje się do pobierania tych środków" - przedstawił reakcję zawodniczki Tajner. Mimo to PZN zadecydował o skreśleniu Marek z kadry narodowej i grupy szkolenia olimpijskiego oraz cofnięciu stypendium. Obradujący zapoznali się nie tylko z oświadczeniem biegaczki, ale także lekarza reprezentacji Stanisława Szymanika i fizjoterapeuty Witalija Trypolskiego. "Fizjoterapeuta nie wie w jaki sposób mogły się te środki dopingujące trafić u zawodniczki. Twierdzi, że on takich środków nie podawał" - poinformował Tajner. Na 22 marca zwołane zostało do Krakowa nadzwyczajne posiedzenie zarządu. Wyjaśnieniem sprawy dopingu zawodniczki zajmie się Komisja Dyscyplinarna i Etyki, której skład będzie rozszerzony. "My chcemy wierzyć, że Kornelia wzięła EPO przypadkiem. Jednak jak było naprawdę nie wiemy i pewnie się nigdy nie dowiemy. Boimy się jednak aby cała sprawa nie miała negatywnego wpływu na młodsze zawodniczki, które dobijają się do kadry" - powiedział Krzysztof Jarosz, który obecnie trenuje biegaczki narciarskie w Witowie Mszana Górna, a w przeszłości szkolił Justynę Kowalczyk w Maratonie Mszana Dolna. Po tym jak wykryto, że analiza próbki A Marek dała pozytywny wynik - cień podejrzenia padł również na pozostałe dwie nasze zawodniczki (oprócz Kowalczyk) - Sylwię Jaśkowiec i Paulinę Maciuszek. "Po dotarciu do Osieczan pierwszej informacji o dopingu Marek zastawialiśmy się, czy także badane były Sylwia Jaśkowiec i Paulina Maciuszek. Okazało się, że Sylwia była badana w tym samym czasie co Kornelia Marek. U Jaśkowiec badanie nic nie wykazało. Wiadomość ta nas uspokoiła, ale się obawiamy, że mimo wszystko moja była podopieczna - jak i Maciuszek - stracą finansowo na tej całej aferze" - powiedział były szkoleniowiec Sylwii Jaśkowiec, obecnie trenujący narciarki biegowe w rodzinnej miejscowości tej zawodniczki - Osieczanach, Stanisław Gubała. Gubałę zastanawia fakt, że w polskim sporcie w tak krótkim odstępie czasu wykryto aż dwa spektakularne przypadki stosowania EPO. Podejrzany o stosowanie dopingu jest młodzieżowy mistrz świata w kolarstwie przełajowym Paweł Szczepaniak oraz jego młodszy brat, wicemistrz świata w tej kategorii - Kacper. W próbkach A pobranych 30 stycznia podczas mistrzostw świata w czeskim Taborze, wykryto odmianę erytropoetyny (EPO). Komisja dyscyplinarna PZKol. rozpatrzy ich sprawę 30 marca. "Kto wie czy w Polsce nie zaczęła działać zorganizowana grupa rozprowadzająca niedozwolone specyfiki wśród sportowców. Na pewno podstawowym pytaniem jest czy w obu przypadkach EPO było stosowane świadomie czy nieświadomie" - dodał Gubała. W środę minister sportu i turystyki Adam Giersz zapowiedział, że badanie sprawy dopingu Kornelii Marek prowadzone przez Polski Związek Narciarski będzie nadzorowane także przez resort sportu.