42 tysiące widzów zjawiło się na meczu Śląska z Lechią. Magnesem dla rekordowej w XXI wieku publiki na spotkaniu Ekstraklasy, było otwarcie Stadionu Miejskiego we Wrocławiu, który będzie też areną Euro 2012. W pierwszej połowie kibice mogli się czuć rozczarowani. Śląsk, który jest liderem Ekstraklasy, grał słabo, bez werwy, podopieczni Oresta Lenczyka nie byli w stanie wymienić kilku sensownych podań. W zasadzie trudno opisać jakąś składną akcję w wykonaniu gospodarzy. Nieco lepiej prezentowała się Lechia. Podopieczni Tomasza Kafarskiego byli bliżej zdobycia gola. Pod koniec pierwszej połowy Paweł Nowak podał do Abdou Traore, a ten strzałem w krótki róg starał się zaskoczyć Rafała Gikiewicza, który zastępował kontuzjowanego Mariana Kelemena. Bramkarz gospodarzy był jednak dobrze ustawiony i wybił piłkę na rzut rożny. W drugiej połowie znowu dominowała Lechia. Tuż nad poprzeczką strzelał Levon Hajrapetian, potem z woleja Traore. I zupełnie niespodziewanie prowadzenie objęli gospodarze. Do dośrodkowanej z rzutu rożnego piłki wyskoczył Wojciech Pawłowski, gdy ją piąstkował z całym impetem wpadł w niego Marek Wasiluk. Piłka spadła pod nogi Johana Voskampa, który posłał ją do siatki. Tym samym Pawłowski skapitulował po raz pierwszy od kiedy zadebiutował w Ekstraklasie. W sumie nie przepuścił gola przez 320 minut. Od tego momentu Śląsk zaczął grać nieco lepiej, ale nie wypracował sobie okazji do poprawienia wyniku. Lechia starała się odrobić stratę strzałami z dystansu. Kilka prób było minimalnie niecelnych. W końcówce doszło do kolejnej kontrowersji. W sytuacji sam na sam z bramkarzem przewrócił się Piotr Wiśniewski. Choć był minimalny kontakt z Gikiewiczem, to arbiter - tym razem słusznie - nie podyktował "jedenastki" Po meczu powiedzieli: Tomasz Kafarski, trener Lechii Gdańsk: - Spodziewaliśmy się bardzo trudnego meczu i to spotkanie rzeczywiście tak wyglądało. Gratuluję trenerowi Lenczykowi i drużynie Śląska zwycięstwa. Bramka padła po znaku firmowym wrocławian, czyli po stałym fragmencie gry. Walczyliśmy do końca o poprawę wyniku, ale chciałbym, żeby decyzje sędziego Małka były decyzjami trafnymi, a nie takimi, które tak wpłynęły na wynik spotkania, że skończyło się zwycięstwem Śląska. Doping i atmosfera była nieprawdopodobna jak na polskie warunki i życzę Śląskowi, żeby było tak przez cały czas. Z części zadań, które sobie założyliśmy przed meczem jestem zadowolony, ale popełniliśmy błędy i szkoda, że ponownie nie udało nam się zdobyć bramki. Orest Lenczyk, trener Śląska Wrocław: - Należało zrobić wszystko, żeby mecz wygrać i nie zawieść publiczności. To nam się udało dzięki naszemu snajperowi numer jeden Johanowi Voskampowi. Sądzę, że nawet ta ogromna publiczność wybaczy nam styl w jaki to osiągnęliśmy, bo przyznam szczerze, że obawialiśmy się tego meczu. Lechia to nie jest zespół, który zasługuje na zajmowane przez siebie miejsce w tabeli i wysoko podniosła nam poprzeczkę. Po meczu pogratulowałem zawodnikom w myśl zasady, że zwycięzców się nie sądzi. Nie wszyscy zagrali na swoim normalnym poziomie, bo graliśmy tak, jak przeciwnik pozwolił. Decyzja o tym, że Kelemen nie zagra zapadła dzisiaj rano i gratuluję Gikiewiczowi, bo bronił pewnie; jak bramkarz broni pewnie, to obrona także stara się grać pewniej. Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 1-0 (0-0) Bramki: 1-0 Johan Voskamp (51). Śląsk: Rafał Gikiewicz - Piotr Celeban, Marek Wasiluk, Jarosław Fojut, Mariusz Pawelec - Waldemar Sobota (88. Tadeusz Socha), Rok Elsner, Sebastian Mila, Sebastian Dudek, Łukasz Madej (73. Przemysław Kaźmierczak) - Johan Voskamp (79. Cristian Omar Diaz). Lechia: Wojciech Pawłowski - Rafał Janicki, Sergejs Kożans, Luka Vuczko, Vytautas Andriuskevicius - Abdou Traore, Marcin Pietrowski, Łukasz Surma, Paweł Nowak (62. Piotr Wiśniewski), Lewon Hajrapetjan (88. Kamil Poźniak) - Fred Benson (75. Josip Tadić). Sędzia: Robert Małek (Zabrze). Widzów 42˙000. Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Śląsk - Lechia