Dla rzucającego młotem Ziółkowskiego (OŚ AZS Poznań) była to piąta w karierze taka uroczystość, ale pierwsza - jak podkreślił - w tak małym gronie. "To było kameralne ślubowanie. Może to i dobrze, bo wyróżnia się od dotychczasowych, a tym samym lepiej je zapamiętam. No i także, że ślubował po raz pierwszy mój trener Grzegorz Nowak".Zawsze bardzo rozmowny i dowcipkujący zawodnik, tym razem był "wyciszony". "Myślami już jestem przy piątku. Koncentruję się na eliminacjach. Na szczęście nie są, jak przeważnie w wielkich imprezach, prawie o świcie, a w południe. To dobra dla mnie pora" - przyznał Ziółkowski.Miesiąc temu wzbogacił w stolicy Finlandii swą kolekcję trofeów o brązowy krążek mistrzostw Europy. W dorobku ma medale wszystkich znaczących zawodów - złoto olimpijskie z Sydney (2000) oraz mistrzostw świata w Edmonton (2001), srebro z Berlina (2009) i brąz z Helsinek (2005). W międzynarodowej imprezie zadebiutował 20 lat temu w Caen we Francji. W Europejskich Igrzyskach Młodzieży Szkolnej zajął drugie miejsce.- Mimo że jestem doświadczonym zawodnikiem, stresuję się przed eliminacjami. Może to się komuś wydaje dziwne, ale trudno jest się wyzbyć tego niepokoju wydobywającego się z wnętrza. Chyba jest mało takich sportowców, którzy się nie stresują - zaznaczył Ziółkowski.Jego klubowa koleżanka, czwarta zawodniczka mistrzostw świata w Daegu (2011) i Berlinie (2009) Żaneta Glanc już w połowie maja, w swoim pierwszym starcie, uzyskała olimpijskie minimum PZLA. W Łodzi rzuciła dyskiem na odległość 65,33.- Taki wynik prawie zawsze dawał w ostatnich latach medal w najważniejszych zawodach. A dziś w bilansie sezonu plasuje Żanetę na ósmym miejscu na światowej liście. Do rywalizacji powróciły po karencji za doping m.in. Rosjanka Daria Piszczalnikowa, która jest liderką z rezultatem 70,69 oraz trzecia w tegorocznej klasyfikacji Chorwatka Sandra Perkovic, mająca 68,24 - powiedział trener Glanc, Jerzy Sudoł.Szkoleniowiec przyznał, że chociaż jego podopieczna nie miała w tym sezonie problemów zdrowotnych i jest w dobrej formie, to obawia się nieco jej występu w eliminacjach.- Od czasu ostatnich igrzysk, kiedy to trzykrotnie jej dysk trafił w siatkę, nie rozmawialiśmy o tym przykrym zdarzeniu. Nie wiem, czy zdołała je wymazać z pamięci, czy nie wróci do niej, gdy wejdzie do koła na Stadionie Olimpijskim w Londynie. W Pekinie, jak zobaczyłem, że przed próbami zatykała sobie uszy, by się skoncentrować i nie słyszeć wielotysięcznej publiczności wiedziałem, że nie jest to dobry znak - wspomniał Sudoł.Trener ma jednak nadzieję, że współpraca jego zawodniczki z psychologiem Nikodemem Żukowskim przyniesie pożądany efekt.Szkoleniowiec Moniki Pyrek (OSOT Szczecin) Wiaczesław Kaliniczenko po raz trzeci składał olimpijskie ślubowanie i jak przyznał, również zapamięta je jako wyjątkowe, kameralne, w gronie dobrze znanych mu osób. Pytany o formę podopiecznej, dwukrotnej wicemistrzyni świata (2005 i 2009) w skoku o tyczce powiedział:- Uważam, że jest na tyle dobra, by myśleć o finale. To jest na razie cel numer jeden i na tym się skupiamy. A potem - jak Bozia da. Może "posypią" się faworytki, może będzie mżawka, do której Monika przyzwyczaiła się, mieszkając w Szczecinie. Nawet ostatnie akcenty treningowe robiliśmy specjalnie w takich warunkach, które często bywają w Londynie.Kaliniczenko nie potwierdził jednoznacznie, aby te igrzyska były dla Pyrek ostatnimi w karierze. - Kobiety zmienne są... Nie wierzę, by Monika pożegnała się nad Tamizą z olimpijską rywalizacją, nawet gdyby tak mówiła - zaznaczył.