Popularny "Szymek" jak zwykle był w dobrym humorze, bo jak twierdzi dla niego przyjazd na kadrę jest zawsze czymś wspaniałym. "Dla mnie zawsze największą przyjemnością jest przyjazd na zgrupowanie reprezentacji. Dzięki Pawłowi Janasowi od trzech lat jeżdżę na kadrę. Od kiedy gram zagranicą z jeszcze większą przyjemnością przyjeżdżam na każdy mecz. Zobaczymy po meczu czy jestem w formie. Niestety te zgrupowania nie są w takim pełnym składzie, jak byśmy sobie tego życzyli. Mimo tych przeciwności wierzę, że na mistrzostwach świata będziemy grali z taką charyzmą i takim charakterem, jakie mieliśmy w meczach eliminacyjnych. Będziemy walczyli przez 90 minut i bardzo dużo biegali, bo wirtuozami piłki nożnej na pewno nie jesteśmy i tylko pracowitością na boisku możemy dojść do jakiegoś sukcesu". Szymkowiak przyznał też, że mający kłopoty ze skutecznością w klubie Tomasz Frankowski poprosił go o podanie, otwierające drogę do bramki w dzisiejszym meczu z Litwą. "Z Tomkiem rozmawiam nie tylko na zgrupowaniach, ale także jak jesteśmy w swoich klubach to dzwonimy do siebie. I "Franek" jak to on, pół żartem pół serio powiedział mi, że liczy na moje podanie, ale ja przecież nawet nie wiem czy zagram w pierwszym składzie i jak długo będę na boisku (siedzący obok Szymkowiaka trener Janas w tym momencie uśmiechną się i pokiwał znacząco głową). Jestem od tego, żeby rozgrywać piłkę oraz podawać ją do kolegów i będę się starał robić to jak najlepiej. Moim błędem w spotkaniu z USA było to, że z uporem maniaka szukałem właśnie tych prostopadłych piłek i później trener powiedział mi, że to było złe, że powinienem więcej grał skrzydłami. To trochę wynika z mojej gry w klubie, gdzie jestem ustawiony zaraz za napastnikami i mniej gram piłek do boku, bo trener oczekuje ode mnie właśnie tych prostopadłych podań. Jak gra się tak w klubie przez pół roku, to zostaje to w mentalności zawodnika, po prostu wchodzi w krew. Trener Janas na tych dwóch treningach, które tu mieliśmy przekazał mi, żebym więcej piłek grał na boki". Pomocnik reprezentacji Polski nie chciał za wiele rozmawiać o ostatnim meczu ligowym Trabzonsporu z Fenerbahce. "Trochę wariacji było, bo Turcy są szaleni. Mogę powiedzieć, że po mieście chodzili z trumną, z na której leżała flaga Fenerbahce. Dla mnie było to coś dziwnego. Na boisku też było ciężko, bo znów zagrałem na prawej pomocy. Mimo ciężkiego meczu czuję się dobrze przygotowany, jak na razie nic złego nie dzieje się ze mną". Z wypowiedzi Szymkowiaka można wywnioskować, że w głowie już rozgrywa czerwcowe MŚ. "Jak będziemy wychodzić na pierwszy mecz na mistrzostwach świata, to będziemy czuli, że ogląda nas kilkanaście milionów kibiców i ja jeszcze to chłopakom przypomnę w szatni, że musimy dla Polski zostawić na boisku serce. Naprawdę czeka nas wielka przygoda" - zakończył. Robert Kopeć, Andrzej Łukaszewicz - Bełchatów.