- To taka fajna słowiańska grupa, dobra dla kibiców i dobra do grania - mówi w rozmowie z INTERIA.PL. INTERIA.PL: Jest pan zadowolony z wyników losowania? Mirosław Szymkowiak, były reprezentant Polski: - Jestem zadowolony, bo mogliśmy trafić dużo gorzej. Drużyny znów tak jak w ostatnich eliminacjach do mistrzostw Europy są wyrównane, może Czesi prezentują się trochę lepiej i są faworytem grupy. Uważa pan, że z przy pierwszym koszyku mogliśmy mieć więcej szczęścia? - Trafiliśmy idealnie. Czesi są podobni do nas, chociaż grają w lepszych klubach i bardziej widowiskowo, a nie tak walecznie. Według mnie lepsi Czesi niż Niemcy czy Portugalczycy. Po tych eliminacjach do mistrzostw Europy inni powinni nabrać od nas większego szacunku. Przed losowaniem spotkałem się z opiniami, że inne federacje z drugiego koszyka chciały wylosować Polskę, tymczasem my pokazaliśmy, że nie musimy się nikogo bać. A jak pan ocenia pozostałych rywali w grupie? - To taka fajna słowiańska grupa, bo aż cztery słowiańskie zespoły w niej mamy. Grupa jest dobra dla kibiców i dobra do grania. Kibiców ucieszą bardzo bliskie wyjazdy. Jednak ciężko jest jechać do Azerbejdżanu czy Armenii, a tu odległości na przykład do Czech czy Słowacji są niewielkie. Najdalej jest do Irlandii, ale tam mamy dużo rodaków. Pokusi się pan o ocenę, czy naszych piłkarzy stać na wygranie grupy, czy może awansują z drugiego miejsca? - Nie pokuszę się, bo w piłce wszystko jest możliwe. Nie wiadomo co się stanie za rok i jak nasza kadra będzie wyglądać po mistrzostwach Europy. Paru zawodników będzie miało więcej niż 30 lat, więc po malutku Leo będzie wprowadzał młodzież. Daj Boże, żeby ci najważniejsi doświadczeni gracze grali jak najdłużej. Z tych filarów zabraknie pana kolegi z boiska Radosława Sobolewskiego... - Radek zdał sobie sprawę, że w grudniu kończy 31 lat. Szkoda, że tak się stało, bo mógł jeszcze pograć w kadrze. Może nie jest wirtuozem, ale on zawsze był ustawiany defensywnie i zajmował się rozbijaniem ataków rywali. Takich graczy, którzy nigdy nie odstawią nogi zawsze brakuje. Rozmawiał: Dariusz Jaroń, INTERIA.PL