Szkoleniowiec nie ukrywał ogromnej satysfakcji z sukcesu swoich podopiecznych. Cztery lata temu w Atenach jego osada zajęła czwarte miejsce co uznał za swoją największą porażką w 35-letniej pracy trenerskiej. Nie ukrywał, że przed startem w Pekinie nie byli pewnie swego. "Wątpliwości były przez cały sezon. Wiadomo było, że poznański Puchar Świata był dla nas nieudany (Polacy zajęli trzecie miejsce - PAP). Ale z drugiej strony, był to taki nieszczęśliwy dla nas termin - koniec sezonu startowego. A wtedy zawsze jest obniżka formy" - tłumaczył. "Zawodnicy musieli pokonać stres, bo było trochę nerwowo, także na zgrupowaniu w Jangling. Ale jak przyjechaliśmy na tor okazało się, że ta forma zaczyna rosnąć. W dniu finału był już duży spokój, co potwierdziło się podczas startu" - dodał. Wojciechowski przyznał, że w tej chwili nie wie jaka będzie najbliższa przyszłość "złotej osady", w której pływają zawodnicy w bardzo różnym wieku. "Przede wszystkim ci starsi muszą się określić, czy będą kontynuować to wszystko na wysokim poziomie. Jeżeli się na to zdecydują, to przynajmniej przez rok muszą zmniejszyć obciążenia, by dojść do równowagi. W końcu ostatnie cztery lata żyli w prawdziwym +kieracie+. Chyba, że będą łasi na profity, to wtedy muszą zabrać się od razu do pracy. Stypendia państwowe są tylko za miejsca w finale" - stwierdził Wojciechowski. Jego zdaniem trzeba szybko zacząć się rozglądać za następcami mistrzów olimpijskich. "Nową osadę można zacząć budować już w tej chwili. Chcemy zebrać potencjalnych następców - w ostatnich młodzieżowych mistrzostwach świata czwórka podwójna zdobyła brązowy medal. Tylko to nie jest łatwa i lekka praca. Po Kucharskim i Syczu powstała ogromna pustka. Martwię się, żeby w przypadku naszej czwórki nie było podobnie" - podsumował poznański szkoleniowiec.