Rozmawiamy podczas I Kongresu Europejskiego Sportu i Turystyki, który odbywa się w Zakopanem. Marian Kmita wziął udział w panelu pod hasłem "Czy telewizja to przeszłość? O mediach sportowych w XXI wieku" Paweł Czado: Czy telewizja w sporcie ma przyszłość? Niektórzy uważają, że w dobie internetu jej dni są policzone. Marian Kmita, szef sportu w Polsacie: - Jeśli jakaś telewizja ma przetrwać to na pewno przetrwa telewizja sportowa i informacyjna. Konkurencyjność internetu będzie, owszem, rosła, ale myślę, że nie wyprze przekazu na żywo i tego co rozumiemy dziś przez telewizję - czyli instytucję, która nie tylko nadaje, ale również tworzy program. Można powiedzieć, że internet żywi się trochę telewizją, bo przecież ludzie komentują wydarzenia sportowe, które oglądają właśnie w telewizji. - Przede wszystkim na rynku polskim portale internetowe nie są w stanie kupować praw do widowisk sportowych na poziomie 100 czy więcej milionów euro, w różnych cyklach i dotyczących różnych najważniejszych imprez. Jeszcze wiele wody w Wiśle i Odrze upłynie zanim ktoś zgromadzi kapitał, który będzie uprawniał do poruszania się po tym rynku. Taki kapitał pomaga w zdobyciu milionowej widowni: finał z Włochami podczas mistrzostw świata w siatkówce zgromadził przed telewizorami 6,5 mln widzów, mecz kobiet z Serbią - 3, 8 mln. CZYTAJ TAKŻE: Ukraiński wiceminister sportu w Zakopanem: "Sankcje wobec Rosji powinny być rozszerzone" Portale internetowe nie są w stanie grać na tym rynku, bo nie mają kompetencji kapitałowej. Na zachodzie doszło do tego, że wjechały w rynek telecomy, który do tej pory był zawłaszczony przez telewizję i one stały się nabywcą praw do Ligi Mistrzów na przykład. Tak było we Francji na przykład. Marian Kmita: "To telewizja wchodzi w internet" Jest odwrotnie: to telewizja wchodzi w internet. Każda z liczących się telewizji w Polsce odpowiada na to co się dzieje w przestrzeni internetowej, stąd inwestycje Polsatu w Interię czy w Polsatsport.pl, podobnie postępują TVN czy TVP. To ruchy, które pozwalają dywersyfikować wpływy z inwestycji w prawa, to jest nieuniknione. Jestem gorącym zwolennikiem niewpuszczania wulgaryzmów do telewizji. Nie obawia się pan takiego trendu? - Myślę, że zainteresowanie internetem przez duże polskie telewizje daje jednak duże prawdopodobieństwo iż w przestrzeni obróbki kontentu sportowego możemy liczyć na zachowanie pewnych norm, choć dzisiaj rzeczywiście... Można obsobaczyć każdego. - ...tak, można obsobaczyć każdego. Telewizje nie panują nad programami kabaretowymi, które importują jako widowisko, a nie mają wpływu na scenariusz. Są skazane na to, że urzędnik to wszystko musi "wypikiwać". Trudno jednak ingerować w scenariusz widowiska kabaretowego. Jeśli chodzi o sport - oczywiście nie mamy wpływu na to co się dzieje na trybunach i różne dźwięki będą dobiegać. Natomiast nie wyobrażam sobie sytuacji, że komentator jakiegokolwiek widowiska sportowego przesuwa się w komentarzu w jakąś knajackość czy zaczyna balansować na granicy norm moralnych. Zgodzi się pan z opinią, że widzowie w jakiś sposób identyfikują się komentatorami, mają ulubionych, których lubią słuchać. Pamiętam Jana Ciszewskiego. To często do transmisji była wartość dodana, osobna opowieść. - To trochę jest jak z muzyką. Mamy muzykę z płyty lub zapisu cyfrowego, ale jednak idziemy na koncert. Staramy się dotrzeć do tego nam jest bliskie, bo jednak gatunek ludzki w każdej dziedzinie przekazu szuka człowieka. Komentarz sportowy jest czymś co zmierza w stronę twórczości, a nie odtwórczości. Dokładnie tak samo uważam. Dlatego z przerażeniem słyszę, że za jakiś nieokreślony bliżej czas mecze miałaby komentować... sztuczna inteligencja. Trudno mi w to uwierzyć... - Myślę, że do tego nie dojdzie... Wówczas komentarz w ogóle nie miałby sensu! Lepiej byłoby raczej puścić mecz z podkładem tego co się dzieje na trybunach. Uważam za to, że poszukiwanie przez telewizję wrażeń, których doświadcza uczestnik wydarzeń przebywający w trakcie meczu na trybunach jest jej przyszłością. Próbujemy już to robić, puszczamy choćby cały przekaz rozgrzewki w Lidze Mistrzów. Można oglądać sobie rozgrzewającego się Lewandowskiego. To są obrazy, których do niedawna widz nie doświadczał. Teraz technika, jakość i objętość przekazu coraz bardziej przesuwa widzę w stronę realnego uczestnika. Widz powinien móc sobie wybrać czy chce mecz z komentarzem czy bez. Te opcje już dzisiaj istnieją. Marian Kmita: "Jestem zwolennikiem ostrożnego manipulowania przy przepisach" Natomiast nie wyobrażam sobie sytuacji, że maszyna komentuje mecz. To tak jakby maszyna grała koncert skrzypcowy albo rockowy, jakby android grał na skrzypcach zamiast Konstantego Kulki, jakby wykonywał utwory Paganiniego albo Metalliki, jakby Beatlesów czy Presleya w grze zastąpiły androidy. Jaki to miałoby sens? Jaki widzi pan wpływ telewizji na zmiany w dyscyplinach sportowych? W przypadku siatkówki można powiedzieć, że zmiany regulaminowe uratowały tę dyscyplinę. Chodzi mi choćby o fakt, że kiedyś punkty można było zdobywać tylko po własnej zagrywce. Teraz na szczęście tak nie jest i bardzo zdynamizowało tę dyscyplinę. Czy telewizja mogłaby ingerować w inne dyscypliny? Mówi się, że piłka nożna mogłaby poddać się takim zmianom. - Ogólnie jestem zwolennikiem bardzo ostrożnych ruchów w tym względzie, wręcz ścisłego konserwatyzmu jeśli chodzi o przepisy. Ale ma pan rację: zgodzę się, że zmiana przepisów wyszła siatkówce na dobre i uratowała życie wielu siatkarzom (uśmiech) - jeśli przypomnimy sobie co musieli przechodzić polscy siatkarze w Montrealu w 1976 roku, czyli mecze po trzy i pół godziny to rzeczywiście było to zabójcze. Ale byłbym bardzo ostrożny z reformami. CZYTAJ TAKŻE: "W sporcie wobec Rosjan powinna być stosowana odpowiedzialność zbiorowa" A co o VAR-ze pan sądzi? - Uważam, że popsuł piłkę, nie jest idealny. Sędziowie z VAR-u widzą czasem coś zupełnie innego niż kamera telewizyjna, a tych kamer na meczu jest już czasem po 24. Nie jest to idealna sytuacja. Zgadzam się, że pomyłka sędziego była wpisana jakby w część meczu. To modyfikacja, która tylko pozornie załatwia problem kontrowersji, a tak naprawdę wydłuża niepotrzebnie mecz o dziesięć, piętnaście minut, a do tego tak naprawdę nie rozwiewa naszych wątpliwości. Niemniej jeśli dyskutujemy o mariażu sportu z telewizją znajduję w panu optymistę. - Tak, oczywiście. Powtarzam: jeśli telewizja ma przetrwać w jakiejś przestrzeni to sport będzie na sto procent tą przestrzenią. Myślę, że informacja też. Obie te dziedziny muszą być przekazywane na bieżąco. Inaczej tracą swoją wartość. Rozmawiał: Paweł Czado