Zawodnik grupy Liquigas przyznał, że miał gorszy dzień. - Przykro mi. Myślałem, że na ostatnim podjeździe stać mnie będzie na to, co zrobił Mollema, że podniosę tyłek i pojadę. Z wczorajszą nogą mógłbym wygrać Tour de Pologne. Na etapie do Ustronia trzy razy atakowałem, dziś nie. Nawet nie czuję się zmęczony, ale trochę jakby przyduszony. Trudno to wytłumaczyć - mówił na mecie Szmyd. - Wbrew moim oczekiwaniom dzisiejszy etap był trudniejszy niż wczoraj. Dużo sztywnych podjazdów, które w nogach zostały, dużo deszczu, wąskie drogi, wysokie tempo - wszystko to dało się mocno we znaki. Całe szczęście, że nie zjeżdżaliśmy w tej ulewie (po finiszu zaczęło mocno padać). Nie jestem dobry na zjazdach - dodał kolarz grupy Liquigas. Szmyd skrytykował samotny atak Marka Rutkiewicza 15 km przed metą. - Założył sobie sznurek na szyję pod szubienicą. Wiadomo było, że będą go gonić kolarze grupy lidera, do tego zawodnicy z Lampre, Caisse d'Epargne. Atak może fajny, pod kamerę, ale graniczyłoby z cudem, gdyby Rutek dojechał do mety - skomentował. W klasyfikacji generalnej prowadzenie utrzymał Irlandczyk Daniel Martin, który wyprzedza o 8 sekund Słoweńca Gregę Bole oraz o 10 sekund Holendra Bakke Mollemę. Szmyd jest szosty ze stratą 26 sekund. W sobotę ostatni etap wyścigu do Krakowa, raczej dla sprinterów.