W Formule 1 trwały rządy Nikiego Laudy, którego udawało się detronizować Mario Andrettiemu, Jodemu Scheckterowi czy Nelsonowi Piquetowi. Motorowodniacy mają też swoją F1 i w 1979 r., na zawodach w Poznaniu, po raz pierwszy w historii tego sportu mistrzem świata został Polak. Zawodnik Polonii Warszawa - Waldemar Marszałek. Marszałek od 1959 r. uprawiał motorowodniactwo właśnie w Polonii. Poświęcił temu sportowi całe swoje życie. Wsiąść do sporządzonej ze sklejki łodzi, ważącej 40 kg, bez żadnych zabezpieczeń rozpędzającej się do grubo powyżej 150 km/h było nie lada kozactwem. Pan Waldemar przez kilkanaście lat był największą gwiazdą światowego motorowodniactwa. Mistrzostwo świata w klasie O-250 powtórzył jeszcze w 1980 r. w Karlskronie i rok później, w Lauffen. Dwa lata później był najlepszy na świecie w wyższej klasie - O-350, w Boretto. Mistrzostwo globu w O-250 wróciło do niego w3 Auronzo, w 1989 r., a po upadku PRL-u, w 1993 r. triumfował jeszcze raz, w Chodzieży, w klasie O-350, mając 51 lat. Startował z numerem 11 i był nie tylko świetnym wyścigowcem, ale też mechanikiem. Pomocy i dorady technicznej często udzielał swym kolegom zagranicznym. Uprawianie drogiego sportu w latach 70. i 80. XX wieku wymagało od niego nie tylko pełnego poświęcenia, ale też sporej gimnastyki logistyczno-finansowej. Załatwianie sprzętu nie było łatwe, tak samo jak podróże na zawody międzynarodowe. Pan Waldemar swoją pasję o mały włos nie przypłacił utratą życia. Na zawodach na jeziorze Gatow w Berlinie, w 1982 r., uległ wypadkowi, po którym znalazł się w stanie śmierci klinicznej. - Zdawałem sobie sprawę z tego, że jest to sport niebezpieczny, a najlepszych wyróżniało balansowanie na granicy rozsądku i ryzyka. To zdarzenie z Berlina traktuje jako wypadek przy pracy, a po nim byłem skupiony na tym, aby jak najszybciej wrócić do zdrowia. Do wypadku doszło podczas wyścigu w którym jechałem z pełną prędkością i kadłub łodzi sam się rozwarstwił. Powodem były złe warunki w jakich łodzie naszej sekcji magazynowane były przez zimę. W pomieszczeniu było dużo wody i wilgoci. Sklejka była przez to namoknięta wodą. Takie to były czasy. Pod naporem ciśnienia powietrza przy dużej prędkości przód łodzi po prostu się otworzył i dalej już nie za wiele pamiętam - opowiadał magazynowi wślizgu.pl Marszałek. Jego wspomnienia ze stanu śmierci klinicznej? - Ludzie bredzą, że widzą ognik, tunel, słyszą dzwoneczek. Ja mówię, że nie ma nic i że śmierć nie boli. Nie należy się jej bać. Człowiek od razu jest po drugiej stronie. Co innego jak ktoś choruje, cierpi za życia, ale sama śmierć trwa ułamek sekundy - opowiadał w GW. Gdy Marszałek wykaraskał się z podróży na drugą stronę, żona Krystyna postawiła mu warunek, że musi rzucić ten sport. - To wtedy zdałam sobie sprawę jak ogromna jest cena za uprawianie tego sportu. Mąż z początku mi przytakiwał, że mam rację, ale potem pojechał na wyścigi, wygrał, wrócił z tych zawodów i wszystko toczyło się dalej, tak jakby nic się wcześniej złego nie wydarzyło - wspomina w TVN-ie Krystyna Marszałek. Państwo Marszałkowie mieli dwójkę synów, ale Bernard, który w 2002 r, wywalczył wicemistrzostwo Europy, a rok później mistrzostwo świata wśród motorowodniaków, 30 kwietnia 2007 r., w wieku 31 lat, zmarł na atak astmy. Młodszy syn państwa Marszałków - Bartłomiej jest naszym jedynakiem w zawodowym motorowodniactwie, które ostatnio zwykło się nazywać Formułą 1 H2O. W 2006 r. wywalczył wicemistrzostwo świata w klasie O-350. Pan Waldemar we wrześniu 2004 r. został wybrany na prezesa Polonii Warszawa. Co ciekawe, głównie głosami działaczy piłkarskich "Czarnych Koszul". Funkcję tę pełnił przez kilka lat. Łącznie Waldemar Marszałek zdobył 27 medali mistrzostw świata i Europy. Życzymy mu zdrowia i dobrego samopoczucia! MiKi