- Zmniejszenie kontroli jest oczywistym następstwem odwołania wydarzeń sportowych. Jednak w przypadku zawodników przygotowujących się do igrzysk olimpijskich w Tokio oraz tych, co do których mamy podejrzenie stosowania zakazanych substancji, kontrole nadal planujemy prowadzić - powiedział Rynkowski. Próbki pobierane będą teraz z zachowaniem specjalnych protokołów bezpieczeństwa wzorowanych na rozwiązaniach amerykańskich. Kontrolerzy będą wyposażeni w stosowne kombinezony, a dystans między nimi a sportowcami ma wynosić co najmniej półtora metra, kiedy tylko jest to możliwe. - Cały czas normalnie funkcjonuje pion śledczy. Postępowania dyscyplinarne natomiast prowadzone są w formie wideokonferencji, jeśli osoby, których one dotyczą wyrażają na to zgodę. Kontynuowane są również działania edukacyjne. Cały czas przypominamy sportowcom o konieczności informowania o miejscu swojego pobytu - podkreślił Rynkowski. - W tych trudnych czasach staramy się funkcjonować możliwie normalnie. Wierzymy, że wcześniej czy później pandemia minie i wówczas nie chcemy mieć zaległości, tylko od razu wrócić do pełnego trybu pracy - dodał. Paradoksalnie obecna sytuacja jest pewnym ułatwieniem, bo niemal wszyscy polscy sportowcy przebywają w kraju. - Z drugiej strony nie odbywają się żadne zgrupowania, co oznacza, że nie można podczas jednej wizyty pobrać próbek od większej liczby sportowców. Teraz trzeba składać wizyty od domu do domu - zwrócił uwagę Rynkowski. O zmniejszeniu liczby kontroli poinformowało wiele narodowych agencji antydopingowych, m.in. amerykańska, brytyjska, niemiecka i austriacka. Natomiast we Włoszech i Hiszpanii działalność zawiesiły laboratoria antydopingowe. Na razie cięć nie ma w Rosji, ale szefowa RUSADA Margarita Pachnocka przyznała w wiadomości przesłanej agencji AP, że ich wprowadzenie jest kwestią czasu. Pandemia zapalenia płuc wywoływanego przez nowy rodzaj koronawirusa wybuchła w grudniu w Wuhan, skąd rozprzestrzeniła się na cały świat. Globalnie odnotowano już ok. 200 tys. przypadków i ok. 8,5 tys. zgonów zarażonych wirusem. Wojciech Kruk-Pielesiak