Polak, który gra na pozycji wide receivera w Marburg Mercenaries, był w tym sezonie bliski awansu do German Bowl, ale jego drużyna w półfinale GFL przegrał po dramatycznym meczu z Hamburg Blue Devils 41-42. Pawełka był jednym z wyróżniających się zawodników... *** Po meczu w Detroit ciśnie się na usta stare przysłowie, że nie wykorzystane okazje się później mszczą. Seahawks byli dominującą drużyną w pierwszej połowie, ale zeszli do szatni tylko z trzema punktami. W futbolu przewaga statystyczna nie zawsze decyduje o zwycięstwie, a zresztą - jeśli spojrzymy na końcowe zestawienie, to zespół z Seattle wcale nie był wyraźnie lepszy. Ekipa z Pittsburgha miała więcej jardów zdobytych biegiem, lepiej grała w trzecich próbach (8 z 15 takich zagrań zakończyło się nowym "first down" - Seattle 5 z 17), miała mniej "karnych" jardów, więcej jardów średnio z każdego podania i aż trzy razy "sackowała" Matta Hasselbecka. No i co najważniejsze Steelers zdobyli trzy przyłożenia w przeciwieństwie do jednego touchdownu ze strony drużyny z Seattle. To prawda, że mecz mógłby przebiegać inaczej gdyby uznano w pierwszej połowie TD Derrella Jacksona i nie uznano TD Bena Roethlisbergera. Te sytuacje były kontrowersyjne, ale nie wydaje mi się żeby można było mówić o nieuczciwych sędziach, a co najwyżej o niefortunnych. Według mnie "replay" TD Rothlisbergera nie udowodnił, że piłka nie przekroczyła lini, a to właśnie musiało nastąpić, by zmienić decyzję podjętą na murawie. Będziemy pewnie o tym spekulować jeszcze wiele lat. Faul podczas TD Jacksona był takim rodzajem przewinienia, który sędziowie na ogół zagwiżdżą, jeśli będą go dokładnie widzieli. Powtórki pokazały wyciągniętą rękę odbierającego z Seattle dotykającą przeciwnika. Dla arbitra to jest ewidentny znak, że WR odpycha się od obrońcy i przez to nie daje mu szansy dojść do piłki. Przypomnijmy, że kiedy piłka jest w powietrzu, to każdy ma takie same prawo ją złapać. Oczywiście, że "pass interference" ze strony WR widzi się rzadko i można spekulować jak mocno (i czy w ogóle) Jackson odepchnął DB, ale reguły są jasne: odpychasz, to będzie faul. Wiem to z własnego doświadczenia. Długo można debatować o kontrowersyjnych sytuacjach, ale nie wydaje mi się, że możemy mówić, że sędziowie byli "przekupieni" albo, że przez nich Seahawks przegrali mecz. W drugiej połowie zespół z Pittsburgha zagrał lepiej i zdobywał punkty. Prawda, że tak długi TD jak ten Parkera (75 jardów) zdarza się stosunkowo rzadko, ale w tym momencie linia Steelers, która bez wątpienia jest jedna z lepszych w NFL, po prostu dobrze blokowała, a resztę załatwił Willy Parker swoja szybkością. Trzeci TD niektórzy nazwa "lucky play", ale było to zagranie ćwiczone przez wiele tygodni - jak przyznał Ken Wiesenhut - i wspaniale, precyzyjnie wykonane. Ofensywny koordynator odpowiednio użył swojej broni (Antwaan Randle El był w college'u rozgrywającym) w odpowiednim momencie. Było to według mnie kalkulowane ryzyko, które się opłaciło. Zespół z Seattle nie umiał natomiast wykorzystać zmiany "momentum" po zdobyciu TD przez Stevensa. Będąc blisko goal-line ekipy z Pittsburgha i mając możliwość przejęcia prowadzenia, Hasselbeck popełnił swój jedyny, ale za to fatalny w skutkach błąd. Jednak nawet później Seahawks mieli szansę w tym meczu, jednak indywidualne błędy im wszystko popsuły. Dla mnie kluczem do ich porażki była bardzo słaba gra TE Stevensa, który raz po raz puszczał przez palce podania mogące zmienić losy meczu. Do tego dochodziły faule w najmniej odpowiednich momentach, chociażby kiedy wspomniany Stevens wreszcie złapał jakieś podanie na lini jednego jarda. No i te dwa wypadki, kiedy to - grająca właściwie dobrze, obrona z Seattle "zaspała" i pozwoliła na "łatwe" TD Steelers - bieg Parkera i podanie Randle Ela do Hinesa Warda. Czy Seattle Seahawks są gorszą drużyną od Pittsburgh Steelers? Momentami było widać, że nie, ale jednak liczy się to co drużyna zrobi w danej sytuacji. Seahawks parę razy podczas meczu napędzili rywalom sporo strachu, ale to Steelers lepiej wykorzystali swoje szanse. A ekipa z Seattle jak przysłowiowy pies - dużo szczekał ale mało gryzł. Filipa Pawełkę wysłuchał Witek Cebulewski