LeBron James nie będzie miło wspominał swojego drugiego powrotu do Cleveland, jego Miami Heat ulegli Cavs 90:102. Houston Rockets nadal podtrzymują swoje szanse na awans do play-off. W wyjazdowym spotkaniu pokonali na wyjeździe New Jersey Nets. W najbardziej zaciętym wtorkowym meczu Oklahoma City Thunder pokonali po dogrywce Golden State Warriors. Sacramento Kings (21-52) - Phoenix Suns (36-37) 116:113 Koszykarze Phoenix trzeci raz w tym sezonie przegrali z Kings, prowadząc w pewnym momencie ponad 10-punktami. Gospodarze wygrali w całym sezonie zaledwie 21 spotkań, z czego aż 3 przeciwko Suns. Jeszcze na 8:51 przed końcem meczu przegrywali różnicą 9 punktów, ale dzięki świetnej walce zniwelowali stratę i mogli świętować wygraną. W całej lidze jest tylko jeszcze jedna drużyną, którą Królom udało się ograć więcej niż raz - to Minnesota Timberwolves. Kings po raz pierwszy wygrali serię z Suns w sezonie regularnym 2004 roku. Ci z kolei są po raz pierwszy na ujemnym bilansie od 10 lutego. W marcu wygrali tylko 5 z 15 spotkań, a jeszcze mają jeden mecz do rozegrania już w środę u siebie z rozpędzonymi Oklahoma City Thunder. Po trzech kwartach wszystko wyglądało bardzo obiecująco dla gości. Prowadzili 93:85 i grali przede wszystkim bardzo spokojnie, notując 6 strat do tego momentu. W ostatniej kwarcie jednak załamała się ich gra. Trafili tylko 7 z 21 rzutów, popełnili 5 strat i przegrali ostatnie osiem i pół minuty 11:23. W całej kwarcie rzucili tylko 20 punktów, co przy średniej 31 z poprzednich trzech wygląda naprawdę słabo. Goście zaczęli ten mecz na dużym luzie. Wiedzieli, że nie wejdą do play-off, więc grali bez jakiegokolwiek obciążenia. Łatwo znajdowali sobie pozycję do rzutów i skutecznie je wykorzystywali. Marcin Gortat rzucił w niej 8 punktów, Grant Hill 9, a Steve Nash rozdał 6 asyst. Słońca prowadziły 34:30 i grali bardzo uporządkowaną grę w ataku. W obronie natomiast panował chaos i nieład. Kings regularnie wykorzystywali swoje szanse na punkty, często wykorzystując dziecinne wręcz błędy swoich rywali. Po pierwszej kwarcie Suns udawało się utrzymywać dobre tempo gry, dzięki czemu w trzeciej części zbudowali najwyższą przewagę - 11 punktów. Jednak nadeszła feralna czwarta kwarta i wszystko się załamało. Nie udawało im się zaliczać "stops" w obronie, w ataku popełniali proste błędy, które były zamieniane na punkty przez Kings. Na przestrzeni 4 minut zdobyli oni 18 punktów, dzięki czemu objęli prowadzenie 106:104. Później obie drużyny zaczęły w miarę równo punktować. Po punktach Jareda Dudleya na 1:11 do końca Suns prowadzili 110:109. W odpowiedzi za trzy trafił jednak Marcus Thornton, a jego Kings zdobyli łącznie 7 punktów z rzędu i było pozamiatane. Dla Suns dobrze zagrali Channing Frye i Dudley, którzy zdobyli po 21 punktów. Steve Nash uzbierał 13 punktów i 14 asyst. Ze strony Kings poza Thorntonem, który rzucił 24 punkty i miał 11 zbiórek trzeba wyróżnić bardzo wszechstronne występy DeMarcusa Cousinsa i Tyreke'a Evansa. Pierwszy z nich zakończył mecz z 17 punktami, 7 zbiórkami i 8 asystami, a drugi miał odpowiednio 11, 10 i 8. Marcin Gortat zakończył z 17 punktami (7 z 10 rzutów z gry i 3 z 8 wolnych), miał 11 zbiórek, z czego 10 w obronie, zaliczył też 1 asystę, 1 przechwyt i 2 razy blokował rzuty rywali. SAC: Marcus Thornton - 24 (3x3, 11 zb), Beno Udrih - 19 (5 as), Donte Greene - 18 (4x3), DeMarcus Cousins - 17 (7 zb, 8 as), Jason Thompson - 14 (10 zb), Tyreke Evans - 11 (10 zb, 8 as), Omri Casspi - 7, Francisco Garcia - 6, Samuel Dalembert - 0, Pooh Jeter - 0 PHX: Channing Frye - 21 (9 zb), Jared Dudley - 21 (5 prz), Marcin Gortat - 17 (11 zb), Grant Hill - 15, Steve Nash - 13 (14 as), Josh Childress - 10, Vince Carter - 9, Aaron Brooks - 5, Robin Lopez - 2, Hakim Warrick - 0 Skrót meczu: