Maciej Słomiński, Interia: Nie wypominam wieku, ale pan działał przy ulicy Marynarki Polskiej już wtedy, gdy Stoczniowiec jeszcze był Polonią, czyli przed 1970 rokiem. Gerard Sobecki, wieloletni działacz Stoczniowca Gdańsk: - Już jako 15-letni trampkarz w 1958 roku grałem w Polonii, trenerem był pan Kreft. Wcześniej grałem w klubie Meduza Stogi. Trenowali nas zawodnicy ekstraklasowej Lechii Gdańsk: Piotr Nierychło i Henryk Gronowski. Zacząłem pracę w Stoczni im. Lenina. Byłem wiceprezesem ds. sportowych w TKKF Stoczniowiec, na etacie od 1968 roku. W stoczniowej spartakiadzie brały udział 64 wydziały w 26 dyscyplinach. Spora impreza. - Impreza to była w 1970 roku, gdy Polonia połączyła się z klubem Stoczni Północnej, wtedy powstał Stoczniowiec. Z pompą otwarto budynek, który do dziś stoi przy stadionie przy Marynarki Polskiej. Uroczystość prowadził redaktor Andrzej Kozera, ten sam, który ze szklanego ekranu powiedział kilka lat później telewidzom, że Polak został papieżem. Gdzie wcześniej grała Polonia? - Na boisku, które dziś jest bocznym na obiekcie Stoczniowca. Obok był barak, w którym mieszkał gospodarz obiektu pan Bagiński, ojciec późniejszego hokeisty Stoczniowca - Adama (dziś Adam jest asystentem trenera GKS-u Tychy). Obecnie tam stoi biurowiec, mówiono na niego "Pentagon". Wyjaśnijmy, że "Pentagon" stąd, że w podziemiach tego budynku miał być schron atomowy. Stocznia Północna była zakładem strategicznym produkującym m.in. dla marynarki wojennej ZSRR. Pod budynkiem biurowym stoczni zaplanowano dwa połączone labiryntem korytarzy schrony przeznaczone dla dyrekcji zakładu i pracowników biurowych. Stąd "Pentagon". Prace zostały przerwane w 1984 roku, z powodu problemów finansowych. - Za barakiem była strzelnica zakładowa, potem ją rozwalili i zrobiono asfaltowe boisko. Odbywały się tam mecze piłki ręcznej. Pod gołym niebem i na asfalcie? - Tak jest, Stoczniowiec grał w lidze, a Leon Wallerand był trenerem. W 1974 roku Stoczniowiec awansował do II ligi piłkarskiej. - Wcześniej piłkarze cztery godziny pracowali, a potem byli zwalniani na trening. Gdy weszli do II ligi przeszli całkowicie na etaty. Mnie wówczas uczyniono koordynatorem od transportu dla klubu Stoczniowiec. Klub miał ponad 10 sekcji, utworzono wówczas Zjednoczenie Przemysłu Okrętowego. Zakłady stoczniowe na terenie Gdańska łożyły na stoczniowy klub. To było niegłupio pomyślane. Piłka nożna i boks były w mecenacie Stoczni im. Lenina. Siatkówkę sponsorował Centromor. Malmor utrzymywał ciężarowców. Stocznia Północna wspierała hokeistów. A propos innego stoczniowego klubu z Trójmiasta - Bałtyku Gdynia, na jego 90-lecie rozmawiałem ze Stanisławem Rajewiczem (ZOBACZ!). Słusznie zauważył, że lektura poniedziałkowej gazety była dla trójmiejskiego kibica przyjemnym zajęciem. Cztery kluby z Trójmiasta grały w czubie II ligi - Arka, Bałtyk, Lechia i Stoczniowiec. Trzem pierwszym udało się wejść do Ekstraklasy, wam nie. - Nie było na to szans. Najwyżej zajęliśmy trzecie miejsce w II lidze, w 1977 roku byliśmy najwyżej notowanym klubem w Gdańsku, choć w mieście zawsze preferowana była Lechia. W 1977 roku zabrali nam "Jadzię" Kulwickiego, który potem był kapitanem Lechii, gdy ta zdobywała Puchar Polski. Jak o tym myślę, wciąż mnie trzęsie. Płacili większe pieniądze, różne układy były. Wielu waszych wychowanków poszło nie do Lechii, a gdzieś w Polskę, gdzie zrobili duże kariery. - Najbardziej znany to Andrzej Szarmach, który strzelał bramki na trzech mundialach. Krzysztof Adamczyk wywodzi się z Gedanii, ale to od nas poszedł do Legii, gdzie został królem strzelców Ekstraklasy w 1981 roku. Do stolicy trafił też Zbigniew Kaczmarek, którego nasz trener Edmund Rekowski wynalazł w Pszczółkach. Radosław Michalski w 1992 roku przeszedł do Legii. Na stronie Stoczniowca czytam: "w styczniu 1971 roku do RKS Stoczniowiec dołączył Sportowy Klub Spółdzielni Mieszkaniowej 'Przymorze', wnosząc sekcję siatkarską, brydża sportowego, łyżwiarstwa figurowego oraz młodzieżową szkółkę hokeja na lodzie." - Miałem swój gabinet w Hali Stoczni, która się potem spaliła. Trenowali tam siatkarze, byłem społecznym kierownikiem drużyny Stoczniowca. W hali dopiero w 1970 roku położono parkiet, wcześniej była nawierzchnia ceglana, w 1985 roku weszliśmy do I ligi. Najbardziej znanym zawodnikiem był chyba Janusz Biesiada. - Jasiu pochodzi ze Stogów, jak cały trzon tej drużyny. Śp. Waldemar Bartelik był powołany do kadry. Dwa mecze rozegrał. Nie mieliśmy szans i spadliśmy. Liczyły się Płomień Milowice, Hutnik Kraków, Gwardia Wrocław, Legia Warszawa. To już nie były złote czasy polskiej siatkówki, ale na takim meczu mieliśmy komplet i jeszcze miejsca trzeba było dostawiać. Serc kibiców piłkarskich Stoczniowiec jednak nie skradł. Frekwencja przeważnie była opłakana. - Bywało, że trochę ludzi przychodziło. Jak w 1976 roku, gdy doszliśmy do półfinału Pucharu Polski. W 1/8 finału graliśmy z ŁKS-em. Stoczniowiec wygrał 3-0. Usunięci zostali wówczas z boiska reprezentanci Polski - Mirosław Bulzacki i Jan Tomaszewski. "Tomek", jak schodził z boiska, przechodził koło mnie, obok budynku klubowego i pokazał publice cztery litery. Ściągnął gacie normalnie! W 1980 roku krajem wstrząsnęła rewolucja "Solidarności" (ZOBACZ!), jaki miało to wpływ na Stoczniowca? - Tuż pod moim nosem przerzucano chleb i żywność przez płot. "Solidarność" chciała zabrać sportowcom etaty, ostatecznie udało się temat załagodzić. W 1982 roku pojawił się pomysł fuzji z Lechią. Fuzja dwóch biedaków.