O odejściu Stilicia mówi się w Poznaniu od kilku tygodni. Zainteresowane miały być przede wszystkim kluby z Bundesligi, tu najczęściej wymieniano Borussię Moenchengladbach. Lech wycenił zawodnika na dwa miliony euro, ale był gotów odjąć z tej kwoty nawet pięćset tysięcy. Tymczasem w połowie lipca Stilić nadal przygotowuje się do sezonu z Lechem i nic nie wskazuje na to, by coś się miało zmienić. - Nie dostaliśmy żadnej konkretnej oferty - mówił dyrektor sportowy Lecha Andrzej Dawidziuk. - W każdej chwili coś się może wydarzyć, przecież okienko transferowe jest otwarte - stwierdził Stilić. Po chwili jednak dodał: - Myślę, że zostanę. Na ostateczną deklarację piłkarza czeka trener Jose Mari Bakero - na razie jej nie dostał. - Semir nie może myśleć tak, że w ostatnim dniu zmieni klub i będzie już przygotowany do sezonu i do gry w nim. Ja też chciałbym wiedzieć, czy mogę na niego liczyć - powiedział hiszpański szkoleniowiec Lecha. Bakero dodał, że jeżeli Stilić nie opuści Lecha, to liczy na jego zaangażowanie w grę. - To jego ostatni rok kontraktu, ale dla mnie to nie ma znaczenia. Jeśli będzie grał dobrze, to będzie miał miejsce w składzie. Jeśli jednak usiądzie na ławce rezerwowych, to liczę, że po wejściu na boisko też da z siebie wszystko - dodał. Stiliciowi za rok kończy się kontrakt z Lechem - teoretycznie będzie mógł zimą podpisać umowę z nowym pracodawcą. Dla klubu z Poznania to ostatnia szansa na zarobienie na transferze Bośniaka. Jeśli to się nie uda, Lech będzie chciał przedłużyć umowę z piłkarzem. - Nowy kontrakt? Nie wiem, na razie mamy przygotowania do sezonu - uśmiechnął się Stilić. Andrzej Grupa, Miesbach