Dwukrotnie doprowadził Wisłę Kraków do mistrzostwa Polski juniorów, a teraz rok po roku awansował z Cracovią najpierw z trzeciej do drugiej, a potem z drugiej do pierwszej ligi. - Co pan poczuł po ostatnim gwizdku sędziego w spotkaniu Górnik Polkowice - Cracovia, które pieczętowało was sukces? - W końcu, po 20 latach, jesteśmy w ekstraklasie. To jest dla moich piłkarzy, sponsorów, kibiców i dla mnie osobiście wielka radość i satysfakcja, że „Pasy” wracają tam, gdzie jest ich miejsce. - Pan w ciągu dwóch sezonów awansował z zespołem z trzeciej do pierwszej ligi. Niewielu trenerom taka sztuka się udała. - Cały czas uczę się zawodu, nabieram w nim doświadczenia i staram się nigdy w mojej pracy nie popadać w skrajności, tzn. po porażkach się nie załamywać, a po sukcesach twierdzić, że osiągnęło się wszystko. Na pewno nie jest to tylko mój sukces, bo nie można zapominać o tym, że ze mną pracuje grupa kolegów trenerów, którzy dbają o drużynę, nie wolno zapominać o samych piłkarzach i szefach klubu z prezesem Pawłem Misiorem i prof. Januszem Filipiakiem na czele, którzy odrodzili Cracovię, a także wspaniałych kibicach, którzy wszędzie za nami jeździli i byli naszym 12 zawodnikiem. - W sobotę w Polkowicach mogliście się z pewnością czuć jak na Kałuży (700 kibiców z Krakowa przy niewiele większej ilości fanów gospodarzy - przyp. red.). - To nie było tak tylko w Polkowicach, ale przez cały sezon mogliśmy wszędzie liczyć na doping naszych kibiców. - Czy mecze z Górnikiem w barażach nie pokazują, że Cracovii wzmocnienia nie są za bardzo potrzebne, bo potraficie już w obecnym składzie deklasować drużynę, która całkiem przyzwoicie radziła sobie w ekstraklasie? - Cała polityka kadrowa w klubie jest przemyślana.. My budujemy drużynę bardzo mądrze i taki styl zostanie zachowany. Moi piłkarze za awans otrzymają pokaźną premię (1 milion złotych - przyp. red.), ale pieniądze nie są dla nich najważniejsze. Największą nagrodą dla nich jest to, że oni sobie wywalczyli tę w ekstraklasę i będą mogli się w niej pokazać. Drużyna będzie uzupełniana, wzmacniana sukcesywnie, ale będą to zmiany tylko kosmetyczne. - Jak długi będzie urlop piłkarzy? - Miał być tydzień (od poniedziałku 28 czerwca) i zwiększymy ten tydzień o cztery bramki, czyli zaczniemy przygotowania do nowego sezonu w czwartek 8 lipca. Musimy bowiem pamiętać, że pod koniec lipca startuje liga i nie ma zbyt wiele czasu na wypoczynek. - Co pan sądzi o współpracy z Albinem Mikulskim, który od nowego sezonu będzie menedżerem Cracovii? - Nie zastanawiałem się jeszcze nad tym, ponieważ miałem na głowie baraże. W tym tygodniu czekają mnie rozmowy z szefami klubu i wtedy muszę wiele sprawa pouzgadniać. Zawsze kieruję się taką zasadą, że drużyna gra na moją melodię i nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Cały czas tak było w Cracovii i jak się okazuje, ta melodia była właściwa. Ja nie boję się współpracy z ludźmi, świadczy o tym fakt, że sztab szkoleniowy „Pasów” jest bardzo duży - Robert Jończyk, Piotr Wrześniak, Wacław Mirek, Piotr Socha, Maciej Madeja - oni mają ogromny wkład w ten sukces. - Tylko, ze ci ludzie podlegają bezpośrednio panu, natomiast Albin Mikulski będzie działał niezależnie. Nie boi się pan takiej sytuacji? - W profesjonalnym klubie każdy odpowiada za to, co zostaje mu powierzone. Ja na pewno nie pozwolę nikomu „wchodzić” w zespół, w sprawy szkoleniowe, są natomiast potrzebni ludzie, którzy wyszukują piłkarzy, mają czas jeździć po świecie i jeżeli w władze klubu uznały, że taką osobą ma być pan Mikulski, to jest ich wybór. Rozmawiał w Polkowicach, Paweł Pieprzyca