Zawodniczki uważają, że trenerzy klubowi powinni bardziej współpracować z osobą, odpowiadać za zespół w myśl zasady wszyscy dla jednego - szkoleniowca i celu. Finiszując, mieszkająca po wyjściu za mąż w Pradze Grażyna Prokopek-Janacek (Stepan Janacek także nie zakwalifikował się do finału konkursu skoku o tyczce), okupiła kontuzją. Z bieżni została zabrana na noszach. Towarzyszyła jej Anna Jesień. - Jesteśmy już po badaniu rezonansem. Grażyna naderwała ścięgno Achillesa mniej więcej na jednej trzeciej długości. Diagnoza jest, ale leczenie będzie już w kraju - poinformował lekarz lekkoatletycznej ekipy Marcin Sitarz. Monika Bejnar powiedziała, że Prokopek zaczęła odczuwać ból tuż przed wejściem na płytę. - Było za mało czasu na podmiankę. To i tak cud, że nie skończyło się dla Grażyny gorzej - mówiła zasmuconym głosem. Dodała, że wierzyły w awans do finału. Według Bejnar i Wójcik w systemie szkolenia sztafety muszą nastąpić zmiany. Jak podkreśliły, nie ma w Polsce obecnie zawodniczek, które mogłyby w pojedynkę zawojować świat, natomiast zespołowo tak. Dowodem może być chociażby brązowy medal mistrzostw Europy wywalczony dwa lata temu w Goeteborgu. Co zatem należy zmienić? - Zasady współpracy na linii trener kadry - trenerzy klubowi. Wszyscy muszą pracować dla jednego - szkoleniowca odpowiedzialnego za sztafetę i celu. Musi się zmienić podejście, atmosfera - oceniły ze łzami w oczach. Z Pekinu - Janusz Kalinowski