Decyzja o ewentualnym udziale reprezentacji Togo w turnieju zmieniała się kilkakrotnie. W sobotę piłkarze tego kraju twierdzili, że rezygnują z występu i wracają do swojego kraju. Po nocnej naradzie zmienili decyzję, postanawiając wystartować w turnieju. Chcieli w ten sposób uczcić pamięć osób, które zginęły wskutek ostrzelania ich autokaru przez zamachowców. Przeciwny pozostaniu piłkarzy w Angoli był jednak rząd Togo, który nalegał, aby drużyna wróciła do kraju. Tym bardziej, że separatyści z prowincji Kabinda (którzy przyznali się do ataku) zapowiadali kolejne ataki. Ostatecznie piłkarze ulegli presji władz swojego kraju i w niedzielny wieczór pojechali na lotnisko. Obecnie ważą się jeszcze losy reprezentacji Ghany. Drużyna, która miała być pierwszym rywalem Togo, również zastanawia się nad rezygnacją z udziału w turnieju. W piątek autobus wiozący piłkarzy Togo był przez 20 minut ostrzeliwany przez separatystów. Do zdarzenia doszło dziesięć kilometrów od granicy, w Kabindzie (Angola) - prowincji oddzielonej od reszty kraju przez pas terytorium Konga. "To bardzo smutne. Nie tylko dla nas, ale i dla całej Afryki. Trzeba coś z tym zrobić" - powiedział przed odlotem z Angoli najsłynniejszy piłkarz reprezentacji Togo, Emmanuel Adebayor z Manchesteru City. W wyniku zamachu zginęli drugi trener Abalo Amele oraz rzecznik prasowy drużyny Stanislas Ocloo. Kilku piłkarzy zostało rannych. Nie potwierdziły się doniesienia o śmierci angolskiego kierowcy autobusu. Jak poinformowała w niedzielę wieczorem agencja AFP, powołując się na przedstawiciela służb medycznych prowincji Kabinda, 38-letni Antonio Quaresma (kierowca autokaru) "jest przytomny i czuje się dobrze". CZYTAJ TEŻ: Adebayor: Spakujemy się i wrócimy do domu Wołowski: The show must go on Autobus z piłkarzami Togo ostrzelany!