O 3.00 nad ranem naszego czasu zaplanowano bowiem początek meczu numer 1 w NBA Finals 2005 z Detroit Pistons i San Antonio Spurs w rolach głównych. Rywalizacja toczyć się będzie do czterech zwycięstw, a spotkania w Polsce pokaże Canal+ Sport. - To będzie nudny finał - mówią Ci, którzy oczyma wyobraźni widzieli w decydującym starciu Phoenix Suns i Miami Heat. Nie do końca mają rację, bo to nie styl gry decyduje o atrakcyjności widowiska. - Według mnie, równie interesujący może być mecz zakończony wynikiem 120:119 jak i 62:61 - powiedział kiedyś komisarz ligi David Stern. Ma rację, choć o takich rezultatach jak ten pierwszy możemy w walce Spurs z Pistons zapomnieć... Większość fachowców typuje ekipę z San Antonio jako nowego mistrza. Spurs, by zdobyć Larry O'Brien Trophy muszą jednak najpierw pokonać starego czempiona. To jest idealne rozwiązanie i pierwszy przypadek od sezonu 2001-02, by triumfator z poprzedniego roku stanął do walki o obronę tytułu. Nie należy zapominać, że Spurs byli mistrzem w 2003 roku. - Czujemy się także jak mistrzowie. To nie było tak dawno - stwierdził Manu Ginobili, który podobnie jak Tony Parker, Tim Duncan czy Bruce Bowen, był w składzie zespołu z Teksasu z tamtych rozgrywek. <a href="http://nba.interia.pl/zesp/sow/spurs" class="more" style="color:#07336C">Zobacz SKŁAD San Antonio Spurs</a> Drużynę prowadził wówczas także Gregg Popovich, który dostał się do NBA dzięki... Larry'emu Brownowi, obecnemu szkoleniowcowi Pistons. W 1988 roku Brown prowadził właśnie Spurs, a jego asystentem został Popovich. - To będzie dziwna sytuacja, starać się go pokonać a jednocześnie dobrze mu życzyć. Takie schizofreniczne podejście - stwierdził coach zespołu z Teksasu. - Myślimy podobnie o wielu aspektach gry, więc chyba w pewnym sensie się "wyzerujemy". Wszystko zależeć więc będzie od zawodników. W NBA Finals spotykają się dwie najlepiej broniące drużyny w kończącym się sezonie, więc o zwycięstwie może decydować atak. Tu troszkę lepsi są zawodnicy z San Antonio. Liderem i fundamentem Spurs pozostaje Tim Duncan, ale nową jakość do ligi wniosła na pewno dwójka rozgrywających - Tony Parker i Ginobili. Kłopot Spurs może jednak polegać na tym, że zarówno wśród wysokich zawodników, jak i na pozycjach 1 oraz 2 zawodnicy z San Antonio będą mieli na przeciw siebie groźnych rywali. Mowa tu oczywiście o Benie i Rasheedzie Wallace'ach oraz chyba najbardziej niedocenianej parze obrońców w całej zawodowej lidze - Billupsie i Ripie Hamiltonie. Spurs powinni mieć przewagę wśród zawodników rezerwowych (Robert Horry, Brent Barry, Beno Udih), z kolei o sile Pistons stanowi natomiast wyjściowa piątka i swoisty sposób myślenia o koszykówce. <a href="http://nba.interia.pl/zesp/cen/pistons" class="more" style="color:#07336C">Zobacz SKŁAD Detroit Pistons</a> - Wierzę w tych chłopaków - powiedział prezydent Pistons i architekt mistrzowskiej drużyny Joe Dumars. - Inni w nas nie wierzą, bo nie mamy seksapilu i gwiazd, o których można ciągle pisać. Nie mogą więc zrozumieć dlaczego wygrywamy. Nie da się tego pojąć bez zrozumienia tej gry, w innym przypadku to się nie uda. W sezonie regularnym oba zespoły spotkały się dwukrotnie. W SBC Center 3 grudnia wygrali Spurs (80:77), a rewanż 20 marca w The Palace of Auburn Hills należał już do "Tłoków" (110:101). Przewaga własnego parkietu należy do zespołu z Teksasu i może mieć to istotne znaczenie, bowiem "Tłoki" nie wygrały w San Antonio od ... 1997 roku. Najwcześniej nowego mistrza NBA lub - jak wolą Amerykanie - mistrza świata możemy poznać 16, a najpóźniej 23 czerwca. Jeśli zwyciężą Spurs będzie to ich trzeci tytuł, natomiast Pistons mogą triumfować po raz czwarty. Na razie możemy tylko typować... <a href="http://nba.interia.pl/playoff/2005p" class="more" style="color:#07336C">Zobacz DROGĘ obu ekip do NBA Finals</a> oraz <a href="http://nba.interia.pl/playoff/2005p/rel?inf=631887" class="more" style="color:#07336C">TERMINARZ spotkań finałowych</a>