Mijający rok był świetny dla Claudii Pechstein. Niemiecka panczenistka, która w lutym skończyła 45 lat, w tym samym miesiącu wywalczyła w koreańskim Gangneung wicemistrzostwo świata w biegu na 5000 metrów. O ponad trzy sekundy wyprzedziła wówczas brązową medalistkę Kanadyjkę Ivanie Blondin. Z kolei w listopadzie Pechstein, jako najstarsza zawodniczka w historii, wygrała w Stavanger zawody Pucharu Świata - była najszybsza na 5000 m. W nagrodę jeden ze sponsorów podstawił dla niej prywatny samolot, by mogła komfortowo i szybko wrócić do Berlina. "Tych wydarzeń nie można opisać słowami. Napisałam historię łyżwiarstwa szybkiego. W moim wieku żadna inna zawodniczka nie wygrała zawodów Pucharu Świata" - powiedziała dziewięciokrotna, w tym pięciokrotnie złota, medalistka igrzysk. Pechstein nie wybiegała jednak bardziej do przodu i nie uważała, by ten wynik sprawił, że stała się jedną z kandydatek do medalu w Pjongczangu. "To da mi tylko lepsze rozstawienie" - podkreśliła Niemka, która 112 razy stanęła na podium PŚ. Doświadczona łyżwiarka zapewniła sobie siódmy start w igrzyskach. Żaden inny niemiecki sportowiec nie walczył o olimpijskie medale częściej. Dotychczas tylko dwóch zawodników w historii na świecie występowało siedmiokrotnie na olimpiadzie. Jednym z nich jest japoński skoczek narciarski 45-letni Noriaki Kasai, który będzie miał okazję poprawić ten rekord w Pjongczangu. Urodzony 6 czerwca 1972 roku zawodnik na początku listopada został mistrzem kraju. Kasai triumfował w zawodach na dużej skoczni w Sapporo. W rywalizacji o Puchar Świata na razie nie osiąga jeszcze takich wyników, do jakich przyzwyczaił kibiców, ale np. 12 grudnia w niemieckim Titisee-Neustadt był w czołowej dziesiątce. W zawodach PŚ zadebiutował w grudniu 1988 roku, gdy wielu jego obecnych rywali nie było jeszcze na świecie. Od najlepszego w poprzednim sezonie Austriaka Stefana Krafta jest starszy o 21 lat, a od Norwega Johanna Andre Forfanga i Niemca Andreasa Wellingera - o 23. Istniała obawa, że mijający rok będzie ostatnim w NHL dla Jaromira Jagra. Słynny czeski hokeista, który w lutym skończył 45 lat, zakończył w poprzednim sezonie występy we Florida Panthers. "To był wielki honor móc pracować z taką legendą" - powiedział wówczas menedżer zespołu Dale Tallon. Jak podawały amerykańskie media, Czech nie porozumiał się finansowo z władzami Panthers. To była strata dla drużyny. Często mówiono o tym, ze Jagr jest nie tylko idolem, ale także liderem. W szatni wszyscy go słuchali, wpajał zawodnikom najważniejsze zasady i miał obsesję na punkcie odpowiedniego przygotowania organizmu. We wrześniu pojawiła się informacja, że czeski hokeista ma ofertę gry w rosyjskim Nieftiechimiku Niżniekamsk. Wkrótce potem światowe media obiegła wieść, iż Jagr ma występować w czeskim Kladno HC, którego jest wychowankiem i współwłaścicielem. Doświadczony zawodnik chciał jednak wciąż występować w NHL i w końcu dopiął swego. Na początku października związał się z Calgary Flames, a 10 listopada zdobył pierwszą bramkę w barwach "Płomieni". W klasyfikacji wszech czasów ligi NHL pod względem goli jest trzeci, a w punktacji kanadyjskiej, obejmującej bramki i asysty, ustępuje jedynie legendarnemu Kanadyjczykowi Wayne'owi Gretzky'emu. W 2015 roku było o nim głośno z racji mniej przyjemnych okoliczności, w których pokazał jednak, że ma poczucie humoru i nie traci hartu ducha. Tuż przed Bożym Narodzeniem został uderzony przez rywala kijem i stracił cztery górne zęby. Czech, który oczywiście dokończył mecz, o nowe zęby poprosił Świętego Mikołaja i cieszył się, że przynajmniej... nie przytyje w święta. Jak długo zamierza kontynuować wspaniałą karierę? Kiedyś wspominał o 50. roku życia, ale w lutym zaskoczył jeszcze odważniejszą deklaracją. "Czuję się dobrze. Zmieniłem zdanie, zamiast do granicy 50 lat zamierzam grać do 55. roku życia" - zapowiedział. W kolarskim sezonie 2017 świetną formę prezentował 46-letni Włoch Davide Rebellin. W połowie października wygrał piąty etap wyścigu Tour of Iran, z metą w mieście Tabriz. Krótko wcześniej, pod koniec września, włoski weteran triumfował na jednym z etapów i w klasyfikacji generalnej wyścigu Tour de Banyuwangi Ijen na wyspie Jawa w Indonezji. W mijającym roku Rebellin reprezentował grupę Kuwait-Cartucho z trzeciej dywizji UCI, a w przyszłym będzie się ścigał - również na tym poziomie - w Sowac-Natura4Ever. W latach 2013-16 jeździł w drużynie CCC Sprandi Polkowice, a ostatnie zwycięstwo w barwach "Pomarańczowych" odniósł 16 września 2015 roku w klasyku Coppa Agostoni. Wciąż wzorem dla innych piłkarzy jest włoski bramkarz Gianluigi Buffon, który w styczniu skończy 40 lat. Wprawdzie z reprezentacją Włoch nie awansował do mistrzostw świata (Italia przegrała w barażach dwumecz ze Szwecją - 0-1, 0-0), ale na innych polach święcił triumfy. Z Juventusem Turyn wywalczył mistrzostwo kraju i dotarł do finału Ligi Mistrzów, a pod koniec listopada został wybrany najlepszym zawodnikiem Serie A minionego sezonu w plebiscycie organizowanym przez związek piłkarzy we Włoszech. Skoro o bramkarzach mowa, to w piłce ręcznej legendą, wciąż prezentującą świetną dyspozycję, jest 41-letni Thierry Omeyer. Francuz znakomicie sobie radzi w Paris Saint-Germain, w niedawnym meczu Ligi Mistrzów z PGE VIVE został nawet wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania. Jego ekipa wygrała w Kielcach 30-29, a doświadczony golkiper w pierwszej połowie bronił z 50-procentową skutecznością. "Omeyer był fantastyczny i to on zrobił różnicę. W pierwszej części nie wykorzystaliśmy wielu sytuacji sam na sam z francuskim bramkarzem. Później już musieliśmy cały czas gonić wynik" - przyznał rozgrywający PGE VIVE Alex Dujshebaev. Z ekipą narodową Francji Omeyer rozstał się w maju, ale w grudniu znalazł się w szerokiej kadrze na mistrzostwa Europy 2018. Zgodził się być w gotowości na wypadek wyjątkowej sytuacji, np. kontuzji innych bramkarzy. Z upływu czasu nic sobie nie robi urodzony 3 czerwca 1970 roku Greg Hancock. Wprawdzie w minionym sezonie amerykański żużlowiec nie obronił wywalczonego jesienią 2016 mistrzostwo świata (stracił część sezonu z powodu kontuzji biodra), ale w kolejnym znów będzie próbował. "Herbie" otrzymał od organizatorów cyklu Grand Prix tzw. dziką kartę. Wciąż jest też uznawany za jednego z najlepszych obcokrajowców ścigających się na polskich torach. O swojej klasie nie pozwala zapomnieć Norweg Ole Einar Bjoerndalen, który w styczniu skończy 44 lata. Słynny biathlonista, 95-krotny triumfator zawodów Pucharu Świata (wliczając jedną wygraną w biegach narciarskich), ośmiokrotny mistrz olimpijski, poprowadził Norwegów 10 grudnia do zwycięstwa w sztafecie 4x7,5 km w zawodach Pucharu Świata w austriackim Hochfilzen. Wyczyn tym bardziej godny uwagi, że reprezentacja wystąpiła mocno osłabiona. Nie startowali bracia Tarjei i Johannes Thingnes Boe oraz Emil Hegle Svendsen. "To tylko pokazuje, jak ważną postacią dla drużyny jest Ole-Einar. I to też jest wystarczającym powodem, by nominować go do reprezentacji na igrzyska" - przyznał wówczas norweski komentator telewizyjny. Dla niektórych mijający rok był ostatnim w sportowej karierze. Np. dla 43-letniego brazylijskiego piłkarza Ze Roberto, który w listopadzie zawiesił buty na kołku. Były gracz m.in. Realu Madryt, Bayernu Monachium i Bayeru Leverkusen, wicemistrz świata z 1998 roku, na zakończenie kariery poprowadził swój Palmeiras do wygranej 2-0 z Botafogo. Pokazał, że jeśli schodzić ze sportowej sceny, to z podniesionym czołem. Większość bohaterów tego tekstu o emeryturze jeszcze nie myśli. I całe szczęście, bo bez nich sport nie będzie już taki sam.