Mimo niepowodzenia w walce z Witalijem Kliczko, Albert Sosnowski ma nadzieję, że otrzyma powtórną szansę boksowania o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Z Ukraińcem przegrał w Gelsenkirchen przed czasem, choć jak twierdzi, był gotów kontynuować pojedynek. Porażka z Kliczką przez techniczny nokaut w dziesiątej rundzie to z pewnością żaden wstyd. Albert Sosnowski: Jestem smutny i czuję niedosyt, bo wierzyłem do końca, że mogę wygrać. Przyjechałem do Niemiec po pas mistrzowski federacji WBC. Amerykański sędzia Jay Nady od razu przerwał pojedynek, nawet pana nie liczył. - Nie byłem zamroczony, mogłem się podnieść i kontynuować walkę, choć zdaję sobie sprawę, że tak doświadczony rywal byłby w stanie mnie +dokończyć+. Zamknął pan usta krytykom, którzy twierdzili, że jedzie pan na Veltins-Arena tylko żeby odebrać czek (nieoficjalnie mówiło się o milionie dolarów brutto, ale prawdopodobnie Sosnowski otrzyma czwartą, może trzecią część tej sumy netto)? - Mam nadzieję, że mistrz potwierdzi (Kliczko komplementował Polaka - przyp. red.), że nie przyjechałem tylko przetrwać, że godnie stawiłem mu czoło, cały czas starałem się mu przeciwstawić. Gratuluję Kliczce zwycięstwa, okazał się lepszym pięściarzem. Jaki sposób na jego pokonanie wymyślił pan z trenerem Fiodorem Łapinem? - Miałem dość spokojnie wprowadzić się w walkę, bo wiadomo, że Witalij mocno zaczyna i stara się pokazać siłę pięści. Potem założyliśmy skrócenie dystansu, odpowiadanie na jego ciosy zdecydowanymi uderzeniami raz na górę, raz na dół, przeprowadzanie krótszych akcji. W ringu nie jest łatwo realizować taktykę, bo zmienia się rytm walki, dzieje się coś innego. Poza tym zacząłem boksować trochę po swojemu, nie do końca słuchając poleceń szkoleniowca. W ogóle od początku byłem zbyt spięty, później zabrakło mi siły i szybkości, gdzieś uciekła koncentracja. Kliczko bezlitośnie wykorzystał pana błędy. - W końcu przymierzył i się wywróciłem. Nie miałem większych szans wygrać na punkty, ale sądziłem, że stać mnie na więcej. Według sędziów był pan słabszy w każdej rundzie. - Nie słyszałem podawanej punktacji (po 4. rundzie 40:36, a po 8. - 80:72 dla Kliczki na kartach trzech arbitrów - przyp. red.). Dwie, może trzy rundy mogli mi przyznać, jednak po mojej twarzy widać, że przeciwnik bił celniej, więc nie mam specjalnie do nich pretensji. Odczuł pan siłę jego rąk, uderza tak silnie jak koń? - Pojedynczym ciosem ciężko byłoby mnie wywrócić, lecz niesamowite wyczucie dystansu, umiejętność boksowania w drugim tempie sprawia, że ponawiając serie kumuluje ciosy i jest w stanie złamać obronę oponenta. Mimo przegranej, debiut duetu Sosnowski-Łapin nie wypadł najgorzej. - Jestem zadowolony ze współpracy i chciałbym dalej trenować pod jego okiem. Szkoda, że zbyt krótko razem działamy, dwa miesiące okazały się niewystarczające do wyeliminowania pewnych nawyków. Dlatego nie do końca jestem zadowolony. Kliczko ma 40 lat na karku, a nie widać na horyzoncie nikogo, kto mógłby mu zagrozić. - Witalij pokazał wielką klasę, udowodnił, że jest mistrzem, który potrafi się świetnie przygotować i wytrzymać mocne tempo pojedynku. To stary lis, potrafi przepuszczać, blokować, a jeszcze ten jego nietypowy styl boksowania. Oprócz wynagrodzenia finansowego, co jeszcze wzbogaciło w sobotni wieczór Alberta Sosnowskiego? - Wyniosłem z tego pojedynku ogromne doświadczenie i wierzę, że zaprocentuje w kolejnych walkach. Chciałbym znów dostać szansę rywalizowania o mistrzostwo świata lub z zawodnikami z czołówki kategorii ciężkiej. Mam duszę wojownika i stać mnie na lepsze występy. Do Gelsenkirchen przyjechało sporo polskich kibiców. - Chciałbym im podziękować za wiarę w możliwość sprawienia przeze mnie niespodzianki. Z Gelsenkirchen - Radosław Gielo Czytaj również: Kliczko nokautuje, wielkie serce Sosnowskiego!