"Musimy jechać równo, starać się zgrać kroki i nie tracić, a wręcz mieć jak najdokładniejsze zmiany" - to recepta mistrza olimpijskiego na 1500 m Zbigniewa Bródki na zwycięstwa polskiego zespołu. W piątkowym ćwierćfinale spotka się z Norwegią, a później ewentualnie jeszcze półfinał. Zaraz po czwartkowym treningu dziennikarze rozmawiali z Bródką. Wtedy jeszcze nie znał wyników losowania; "Biało-czerwoni" mogli trafić na Skandynawów lub Stany Zjednoczone. "Obie drużyny są bardzo mocne, ale patrząc na dotychczasowe wyniki w tych igrzyskach, to wolałbym pojechać z Amerykanami. Mam nadzieję, że wygramy ćwierćfinał i będą nas czekać w piątek dwa biegi. Do pierwszego z nich należy podejść z dużym spokojem, nie możemy stracić za wiele sił, a już na maksa pojechać tę potyczkę decydującą o finale" - stwierdził Bródka. Zawodnik z Domaniewic zapewnił, że po zwycięstwie na 1500 m nie będzie już zmieniał płóz i do końca igrzysk wystartuje w tych starych, ale szczęśliwych i sprawdzonych. O brak motywacji w ogóle się nie obawia. "Dyspozycja jest bardzo dobra i się nie zmienia. Po to przyjechałem na igrzyska olimpijskie, aby jak najlepiej "sprzedać" się w każdym wyścigu. Nie kalkulowałem nawet przed 1000 m, czyli dystansem, który nie jest moim koronnym" - dodał. Oprócz Bródki, w drużynówce wystąpią Konrad Niedźwiedzki i Jan Szymański. Trenował z nimi też m.in. Sebastian Druszkiewicz, ale on będzie rezerwowym raczej z niewielką szansą na start w tej konkurencji, chociaż trener Wiesław Kmiecik podkreślał, że mając dwa biegi jednego dnia w dość krótkim odstępie czasu warto mieć w zespole długodystansowca. W razie wygranej z Norwegami, w półfinale Polacy prawdopodobnie zmierzyliby się z Holendrami, którzy dominują na długim torze, niczym Chińczycy w tenisie stołowym. Niedźwiedzki, na co dzień trenujący w zawodowej grupie TVM w Heerenveen, uważa jednak, że "Pomarańczowi" nie są tak mocni drużynowo, jak indywidualnie.