Norwesko-szwedzka "zimna wojna" w biegach narciarskich trwa od dawna. Atmosferę regularnie podgrzewa Petter Northug. Norweski gwiazdor jest nieobliczalny w swoich uszczypliwościach wobec Szwedów. Podczas mistrzostw świata w Oslo w 2011 roku mając za plecami Szweda, prowokacyjnie zatrzymał się przed linią mety i przekroczył ją bokiem. Potem krzyczał do szwedzkiego króla: "Karolu Gustawie, jesteś tam? Tak się wygrywa!". Rozwścieczył Szwedów do tego stopnia, że jedna ze tamtejszych gazet opublikowała na okładce świnię ze złotym medalem na szyi. Złośliwości pod adresem rywali było zresztą więcej. Po wygranej sztafecie na MŚ w Val di Fiemme śmiał się z Calle Halfvarssona. Teraz Szwedzi mają powody do satysfakcji. Norwegowie bronią się twierdząc, że przegrywają przez nietrafione smary do nart. "Nawet Zlatan (Ibrahimović - przyp. red.) wygrałby na nartach, jakie mieli Szwedzi" - skwitował Northug po biegu. Chris Andre Jespersen potwierdził opinię kolegi z kadry, że na tak fatalnie przygotowanych nartach nie było szans na zwycięstwo. Tymczasem szwedzki złoty medalista Daniel Richardsson sugeruje, że za słabszymi wynikami Norwegów nie stoją źle dobrane smary, ale fakt, że nie trafili z formą na najważniejszą imprezę czterolecia. "Mają takie same narty jak ja. Nie złe ani nie gorsze" - powiedział Richardsson. Jespersen szybko zareagował: "Nie sądzę, że pobiegłby tak szybko, gdyby ścigał się na moich nartach". Norwegowie przegrali z kretesem obie sztafety. Najpierw kobiety zajęły dopiero piąte miejsce, a w niedzielę panowie finiszowali na czwartej pozycji. W obu prestiżowych biegach triumfowały szwedzkie drużyny. Szwedzka para królewska Karol XVI Gustaw i Silvia, która przyleciała do Soczi specjalnie, aby obejrzeć oba biegi, miała więc powody do radości. Król zapytany przez norweskich dziennikarzy, co sądzi o rezultatach i czwartym miejscu Norwegii, odpowiedział dyplomatycznie: "nie możecie zdobywać wszystkiego. Zostawcie coś dla sąsiadów".