Piechna to jedna z najbarwniejszych postaci polskiej piłki w ostatnich latach. Słynął ze snajperskiego nosa i zimnej krwi pod bramką rywali. Gdziekolwiek się nie pojawił, tam ładował bramki. Przychodziło mu to tak łatwo, jak ładowanie kiełbasy do swojego dostawczego vana-chłodni (w przeszłości Piechna pracował w masarni - stąd ksywka "Kiełbasa"). Koronę króla strzelców wywalczył w V, IV, III, II lidze, a w końcu uczynił to w ekstraklasie. Gola strzelił też w swoim debiucie w reprezentacji Polski. Wydawało się, że świat stoi przed nim otworem. Po zdobyciu 21 bramek dla Korony Kielce trafił do ligi rosyjskiej, do Torpedo Moskwa, ale tam furory nie zrobił. Zaledwie dwa trafienia w 15 występach spowodowały, że rosjanie pozbyli się go bez żalu. "Kiełbasa" wrócił więc do Polski, ale to nie był już ten sam piłkarz, co kiedyś. Próbował swoich szans kolejno w Polonii Warszawa, Widzewie Łódź, a ostatnio w Kolejarzu Stróże. W tym ostatnim klubie chciał się odbudować piłkarsko, dawał sobie na to ostatnią szansę. Jednak nie udało się to. Klub z Małopolski rozwiązał kontrakt z Piechną. Nastąpiło to po tym, jak nie pojawił się na przedmeczowej zbiórce informując jedynie menedżera klubu, Grzegorza Koguta o chorobie teścia. Wywołał tym burzę w Kolejarzu, gdyż w klubie nie uwierzono w tę historię. Tym bardziej, że piłkarz nie imponował ostatnio formą, a na kilku treningach pojawiał się wyraźnie "wczorajszy". Tak czy inaczej, wydaje się, że Piechna nieodwołalnie rozstaje się z futbolem. Po piłkarskiej karierze pozostaną mu wycinki z gazet i trofea najlepszego strzelca aż pięciu lig. A żeby zarobić na życie, będzie chyba musiał wrócić do rozwożenia kiełbasy...