Popowicz (SL WKS Zawisza Bydgoszcz), Daria Korczyńska (WKS Śląsk Wrocław), Marta Jeschke (SKLA Sopot) i Ewelina Ptak (WKS Śląsk) z bieżni schodziły ze łzami w oczach. W swojej serii Polki były czwarte za Ukrainkami (42,36), Jamajkami (42,37) i Niemkami (42,69). Uzyskały czas 43,07 i zostały sklasyfikowane ex aequo z zespołem Bahamów na dziewiątej pozycji. By móc w Londynie być w ósemce musiałyby pobiec tylko nieznacznie słabiej od ustanowionego w 2010 roku rekordu kraju. Popowicz, Korczyńska, Jeschke i Weronika Wedler, przy okazji mistrzostw Europy w Barcelonie, uzyskały rezultat 42,68. W czwartek ósme Nigeryjki miały czas 42,74. "Finał był naszym celem. Ocenimy jeszcze ten bieg z trenerem, zobaczymy co mogłyśmy zrobić lepiej. By awansować trzeba było poprawić rekord Polski, a tego nie robi się zbyt często. Poprzedni przetrwał w tabelach 25 lat. Z czasu możemy się cieszyć, bo jest tylko o 0,01 s gorszy od wyniku z Helsinek, który dał nam brązowy medal mistrzostw Europy. Każda z nas zamieniłaby ten krążek na finał igrzysk. Na pewno będziemy przeżywały tę porażkę i jeszcze trochę popłaczemy" - powiedziała Popowicz. "Kto by pomyślał, że wynik 43,07 nas nie zadowoli. Cztery lata temu w Pekinie taki rezultat wydawał nam się nieosiągalny, co więcej, podczas chińskich igrzysk, dawał czwarte miejsce w finale. Poziom jednak bardzo się podniósł. Postępy nie tylko my zrobiłyśmy. Kraje taki jak Jamajka, które wcześniej nie przykładały się do sztafet, dostrzegły swój potencjał i poprawiły zmiany. Teraz gubienie pałeczek już im się nie zdarza tak często" - dodała Korczyńska. Pobierz aplikację i śledź igrzyska Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!