Ojciec Diego Forlana, urugwajski obrońca Pablo Forlan długo bolał nad tym, że do syna przylgnęła etykieta napastnika drugiej kategorii. Wszystko przez nieszczęsny epizod w Manchesterze United, gdzie zdobył zaledwie dziesięć ligowych goli w trzy sezony, a Alex Ferguson oddał go za darmo do Villarrealu, by zwolnił miejsce dla nastoletniego Wayne'a Rooneya. Walczył z opinią stworzonego na gwiazdę klubów średnich Już w pierwszym roku gry na "El Madrigal" Diego zdobył 25 bramek, tytuł króla strzelców Primera Division i Złoty But dla najskuteczniejszego gracza lig europejskich, utrwaliło to jednak opinię, że jest stworzony na gwiazdę klubów średnich. Zaczęła interesować się nim Barcelona, ale nie wykazała determinacji takiej jak w przypadku Thierry'ego Henry'ego, a ostatnio Zlatana Ibrahimovica, czy Davida Villi. Trudno się dziwić - do niedawna wszyscy oni uchodzili za napastników z wyższej półki wobec Urugwajczyka. Tego właśnie nie mógł ścierpieć Pablo Forlan dlatego, gdy przed wyjazdem do RPA spotkał się z synem gorliwie objaśniał mu, że ma przed sobą siedem meczów, które mogą mu zapewnić nieśmiertelność. "Mundial to dla piłkarza najłatwiejsza i najkrótsza droga do raju" - przekonywał, choć sam z tej drogi nie umiał skorzystać będąc na mistrzostwach w 1966 i 1974 roku. Faktycznie, Diego nie miał innego wyjścia - dla klubów w Argentynie, Anglii i Hiszpanii zdobył w sumie 202 gole, z Villarreal i Atletico był królem strzelców w Hiszpanii oraz wywalczył dwukrotnie Złoty But, a jednak wciąż traktowano go jak piłkarza, któremu do wielkości czegoś brakuje. Dzięki niemu o Urugwaju już nikt nie powie "murarze", czy "zabijacy" W RPA Diego znalazł na to lekarstwo - ze skromniutkim Urugwajem, który był co prawda dwa razy mistrzem świata, ale w zamierzchłych czasach (1930 i 50), a od niemal pół wieku "Urusi" utrwalali w świecie opinię piłkarskich "murarzy" lub "zabijaków". Fenomenalna gra i pięć goli Forlana doprowadziły ich w Afryce do czwartego miejsca, FIFA uznała go za gracza nr 1 turnieju słusznie zauważając, że żaden inny piłkarz nie odcisnął tak głębokiego piętna na swojej drużynie. Forlan zrobił w pojedynkę dla Urugwaju tyle, co Xavi, Iniesta i Casillas dla Hiszpanii, Sneijder i Robben dla Holandii, albo Mueller, Oezil i Schweinsteiger dla Niemiec. Nawet Alex Ferguson nie miał innego wyjścia tylko przyznać, że sześć lat temu popełnił błąd. W Urugwaju Diego Forlan został bohaterem narodowym - tamtejsza federacja ogłosiła, że w uznaniu zasług gracza Atletico trofeum dla najlepszego strzelca ligi w tym kraju nosiło będzie jego imię. Kiedy po miesięcznych wakacjach wrócił do Madrytu przyjęto go owacyjnie. Wielu kibiców Atletico uważa, że w całej swojej historii klub nie miał tak wybitnego napastnika. Po zaledwie trzech tygodniach przygotowań do nowego sezonu Forlan poprowadził Atletico do triumfu na Interem Mediolan w meczu o Superpuchar Europy. A potem w dwóch kolejkach ligowych trafił do siatki aż trzy razy. Zrobił się wściekły na cały świat Jordi Garcia, odpowiedzialny w klubie z Madrytu za przygotowanie fizyczne ostrzegał jednak, że piłkarz żyje jeszcze w "euforii po mundialowej" i że wcześniej, czy później dopadnie go zmęczenie oraz załamanie formy. Tak się stało. Od dziewięciu meczów (sześciu w lidze i trzech w Lidze Europejskiej) Forlan nie trafił do siatki, co jest najgorszą serią w jego karierze. Podobno piłkarz bardzo źle to znosi: według relacji dziennikarzy z Madrytu jest wściekły na cały świat. Urugwajczyk trenuje indywidualnie, na ostatni mecz Pucharu Króla z Universidad Las Palmas wygrany 5-0 Quique Sanchez Flores w ogóle go nie zabrał. Znakomicie spisuje się zastępca Forlana - Diego Costa - najlepszy gracz spotkania i najskuteczniejszy piłkarz drużyny (cztery gole w lidze). Trener Atletico, choć ma jeszcze w ataku Kuna Aguero, nie wątpi jednak, kto będzie najlepszym strzelcem drużyny na koniec sezonu. Oczywiście Forlan - drużyna bardzo potrzebuje go wypoczętego, za 10 dni czekają ją derby Madrytu. Czy przemęczenie Forlana i długa seria bez gola sprawia, że maleją jego szanse na "Złotą Piłkę"? Konkurencja jest w tym roku wyjątkowo wyrównana. Większość ankiet dla kibiców z pytaniem: "kto na nią zasłużył" wygrywają hiszpańscy mistrzowie świata Xavi i Iniesta oraz triumfator Champions League i wicemistrz z RPA Wesley Sneijder. A są jeszcze przecież zwycięzcy z ostatnich lat Leo Messi i Cristiano Ronaldo, którzy po słabym mundialu, znów zdobywają gole seriami. Misję powierzoną mu przez ojca i tak wypełnił Prezes Atletico Enrique Cerezo patriotą nie jest. Ogłosił niedawno, iż tytuł gracza roku nie należy się ani Xaviemu, ani Inieście, tylko bezwzględnie jego piłkarzowi. Żaden Urugwajczyk nie znalazł się dotąd nawet w czołowej piątce plebiscytu "France Football". W 1987 roku był w niej jedyny gracz Atletico (Paulo Futre) na drugim miejscu za Ruudem Gullitem z AC Milan. Forlan może więc dokonać przełomu. Gdyby jednak połączone siły "France Football" i FIFA przyznały swoją nagrodę komu innemu, Urugwajczyk i tak wypełnił misję obiecaną ojcu. Nikt nie ma już wątpliwości, że jest graczem wybitnym. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu