- Remis nie jest zły. Najbardziej zależało nam na tym, aby utrzymać przewagę nad Wisłą, bo to ona, a nie Legia, czy Polonia jest naszym najgroźniejszym konkurentem do zdobycia mistrzostwa Polski - powiedział po spotkaniu "Franz". Wszystkich zaskoczył za to opiekun Wisły Maciej Skorża. - Nie będę teraz dokonywał indywidualnych ocen. Powodują mną emocje, jestem niezadowolony, bo przyjechaliśmy wygrać i byliśmy tego bliscy - kręcił głową Skorża. -Trener "Białej Gwiazdy" zwrócił uwagę na sytuację kadrową obu zespołów. Z powodu kartek lub kontuzji w Lechu nie mogli grać: Wojtkowiak, Rengifo, Murawski, a w Wiśle - bracia Brożkowie i Marcelo. - Szkoda, że tak ważnym momencie sezonu obydwie drużyny są ciężko ranne. Ci, którzy na co dzień nie grają w podstawowym składzie, dzisiaj musieli wziąć na siebie ciężar gry - analizował Skorża. Maciej Skorża żałował, że drużyna straciła gola. - Byliśmy blisko wygranej. Zabrakło nam do niej ośmiu-dziesięciu minut. Były momenty, gdy Lech był groźniejszy, ale też takie, gdy my dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce i ciężar gry przenosiliśmy na połowę rywala. Niedosyt jest tym większy, że okoliczności, w których straciliśmy bramkę były dziwne. Nie dość, że mieliśmy unikać jak ognia powodowania stałych fragmentów gry pod naszym polem karnym - zabrakło żelaznej dyscypliny taktycznej, to jeszcze przy strzale Stilicia z wolnego piłka przechodzi nam przez mur. To nie ma prawa się zdarzyć - zaznaczył szkoleniowiec Wisły. Skorża dodał też, że jego drużynie zabrakło "czasu, sił i argumentów, by strzelić drugą bramkę". Przypomniał, że trzypunktowa strata do lidera na osiem kolejek przed końcem jest jak najbardziej do odrobienia i Wisła będzie się o to starała. Trener Wisły jest zadowolony z tego, że odkąd kontuzjowany jest Paweł Brożek, gole strzelają inni, nie tylko napastnicy. - W meczu z Cracovią strzelało je czterech różnych zawodników, dzisiaj popisał się Szinglar. Nie mam nic przeciwko temu, żeby trafiał do bramki nawet Mariusz Pawełek. Byle nie do swojej bramki - uśmiechał się Maciej Skorża. Trener Smuda podkreślał, że obydwa zespoły chciały wygrać. - Wisła ma stratę do nas, więc łatwiej jej zawodnikom wyzwolić z siebie determinację, niż moim. Wisła zagrała dobrze, każdy jej piłkarz walczył "jeden na jeden". U mnie też nie było takiego, kto przeszedł obok meczu. Ktoś tam narzeka, że w słabszej formie jest Stilić, ale przecież co tylko Semir przyjął piłkę, już miał dwóch rywali na plecach. Remis jest sprawiedliwy - uważa "Franz". - U siebie każdy chce wygrywać, ale w walce o wszystko czasem trzeba się cieszyć z remisu. To nie tak, że ujmuję coś Legii, czy Polonii. One też się liczą w wyścigu, a nawet Bełchatów może się do niego włączyć. Tyle że to Wisła jest mistrzem Polski i ma najbardziej doświadczony zespół, który co roku bije się o mistrzostwo - porównywał Smuda. - Z Polonią i Legią gra nam się lepiej niż z Wisłą i mam nadzieję, że na wiosnę też tak będzie. "Franz" mówił, że jest zadowolony, ale najwyraźniej aż rozsadzało go od środka, że nie udało mu się wygrać. Na uwagę dziennikarza, że przewaga nad Legią topnieje, Smuda wypalił: - Bo wiosna przyszła, to topnieje. Nie mamy też dołków. Dołki są na budowie. Wiem, że nie wygraliśmy trzeciego z rzędu meczu. Gramy dobrze, po prostu czasem brakuje nam farta - smucił się Franciszek Smuda. Notował w Poznaniu Michał Białoński