Zespół rosyjski odniósł trzecie zwycięstwo i z kompletem punktów prowadzi w tabeli grupy H mając już pewny awans do fazy pucharowej Trener Lecha Franciszek Smuda przyznał, że CSKA wygrało zasłużenie. - Za późno zaczęliśmy grać "do przodu", choć gdy było 0:2 nie mieliśmy już nic do stracenia. Bramki, które zdobyli gospodarze, były prezentami na Boże Narodzenie. Obie padły po błędach środkowych obrońców. Ta druga była wręcz dziecinna. Można powiedzieć, że w europejskich pucharach takich goli się nie spotyka. Gdyby nie te błędy, mecz mógłby się różnie potoczyć - ocenił Smuda. - W przerwie mówiłem piłkarzom, by nie byli tacy spięci; że z wielkim CSKA Moskwa też można wygrać, też można mu strzelić bramkę. Trzeba tylko więcej odwagi. Na drugą połowę wyszliśmy z myślą, że musimy strzelić gola. I strzeliliśmy. Jednak drugiego już się nie udało, choć zawodnicy starali się, chcieli - powiedział trener. Podkreślił, że jego zespół na sztucznej trawie grał po raz pierwszy, a niektórzy piłkarze mieli z tym problemy. Jak dodał, CSKA jest silnym zespołem, a w obecnym składzie ma szanse dojść do finału. - My, mimo porażki, wciąż możemy wyjść z grupy. Warunek - musimy wygrać u siebie z Deportivo - zaznaczył szkoleniowiec "Kolejorza". Z kolei trener CSKA, Walerij Gazzajew przyznał, że to był ciężki mecz, zwłaszcza w drugiej połowie. - W pierwszej moi zawodnicy grali bardzo dobrze. Z kolei w drugiej nie wykorzystali kilku okazji, a nic tak nie demobilizuje drużyny, jak zmarnowane sytuacje. I w konsekwencji straciliśmy bramkę - powiedział Gazzajew. - Jestem jednak zadowolony. Najważniejsze, że wygraliśmy. Tym bardziej, że było to nasze ostatnie spotkanie w tym sezonie przed własną publicznością - dodał.