Zapytaliśmy Franciszka Smudę o to, jak się czuje jako trener, który był o sekundę od przejścia do historii, jako pierwszy selekcjoner Orłów, który ograł Niemców. - Na pewno w szatni jest więcej smutki niż radości, ale po paru minutach zastanowienia mówimy - przecież myśmy przegrali z trzecią drużyną świata. To znaczy zremisowaliśmy, ale ja już ten remis uważam za porażkę, bo stracić w ostatniej sekundzie gola, to boli, jak porażka - odpowiedział Franz. Miał też pretensję do sędziego. - Gdy wprowadzałem na boisko Pawłowskiego, to powiedział mi sędzia techniczny, że zostało jeszcze 16 sekund gry, a później się okazało, że jeszcze półtora minuty się grało - dodał Smuda. - Szkoda tego protestu w sprawie Ludovika, bo już ta zmiana, wprowadzona z konieczności, na pięć minut przed meczem wprowadziła małe zawirowanie - kręcił głową Franz. Dlaczego tak słabo wypadliśmy na początku spotkania? - W całym zespole panowała nerwowość, ale nic dziwnego - graliśmy przecież z trzecim zespołem świata - ocenił Smuda. Jak ocenia debiut Damiena Perquisa? - Damien potrafi grać poprawnie. Przyjechał na zgrupowanie z kontuzją, podleczył ją lekko, ale chciał zadebiutować z Niemcami. Myśleliśmy, że może mu podczas meczu, jak się rozegra, uraz przejdzie, bo czasami boli, a później w trakcie meczu wszystko jest w porządku. Tak się jednak nie stało i w drugiej połowie musiałem Perquisa zmienić - tłumaczył Smuda. Selekcjoner Polaków daleki był od ganienia Sławomira Peszki, który zmarnował trzy stuprocentowe sytuacje. - Sławka znam od dawna, jeszcze z Lecha Poznań. On potrafi sam wygrać mecz, ale też potrafi dużo napsuć, choć we wtorek, mimo niewykorzystanych sytuacji rozegrał dobre spotkanie. Przede wszystkim umiał się znaleźć w tych sytuacjach sam na sam, a także unikał głupich fauli, przez które w Lechu łapał mi żółte kartki - komentował Franciszek Smuda. Myślę, że jeśli Peszko będzie miał pewne miejsce w Koeln, to się jeszcze bardziej rozwinie. Selekcjoner bardziej surowy był w ocenie gry Jakuba Wawrzyniaka, po którego potknięciach straciliśmy obie bramki. - Zdarzają się fantastyczne mecze, ale i takie, że piłkarz psuje, choć nie chce tego. Szczególnie ten błąd w ostatniej sekundzie jest ciężki. Ten wcześniejszy nie powinien przynieść takiego skutku, bo karnego sędzia podyktował niesłusznie. Niemiec się rzucił, Arek Głowacki nawet go nie dotknął - podkreślał Smuda. Notował w Gdańsku: Michał Białoński