Mamy nowego selekcjonera (Franciszek Smuda), nową nadzieję, będziemy mieli zaraz nową kadrę, a mnie wciąż dręczą stare zmory. Zmory, które zaprowadziły polski futbol na dno. Nie, tym razem nie będzie o ludziach z PZPN, ale o aspiracjach polskich piłkarzy, a właściwie o ich kompleksach, sprawiających, że pobyt w piłkarskim piekle może trwać zdecydowanie dłużej niż do Euro 2012. Ruch Chorzów jest rewelacją tej jesieni. Chyba tak można powiedzieć o drużynie, która po 11 kolejkach dotrzymywała kroku broniącej tytułu Wiśle Kraków, mimo iż sezon zaczęła od wyjazdowej z nią porażki. Na początku nie specjalnie w ten niebieski fenomen wierzyłem, z meczu na mecz dokonania Ruchu były coraz bardziej imponujące, a po zwycięstwie w Bytomiu z Polonią drużyna Fornalika miała cztery punkty więcej od Legii i aż o siedem od Lecha Poznań. Mecz w Warszawie z Legią był naturalnym hitem 12. kolejki. Do stolicy przyjechała już prawie ligowa potęga, tak można było myśleć siadając na trybunach. We mnie takie drużyny jak Ruch zawsze budzą wiele nadziei, bo wytarty układ sił w lidze, który potem w ogóle nie ma "przełożenia" na europejskie puchary, jest śmiertelnie nudny. To w takich zespołach jak Ruch większą szansę mają młodzi zdolni, którzy mogliby się kiedyś przeistoczyć w nowych Bońków. Nie będę się czepiał gry Ruchu w Warszawie, który do przerwy przegrywał 0:2, a przecież tak powszechnie podziwiany Mięciel pokpił sprawę w innej sytuacji, bo właściwie powinien był zdobyć klasycznego hat-tricka. W przerwie wysłuchałem jednak w Canal+ wstrząsającej wypowiedzi jednego z graczy niebieskich. Powiedział, że trener Fornalik uczulał swoich graczy, by się nie wystraszyli i, że Ruch nie ma przecież nic do stracenia. W jednej chwili cała moja nadzieja dotycząca niebieskich legła w gruzach. Bo kogo miałby się bać Ruch? Drużyny, która zakończyła podbój Europy na II rundzie eliminacji do pucharu pocieszenia (Ligi Europejskiej)? Drużyny, która przegrała w Wodzisławiu, a w Białymstoku została starta na miazgę? Jeśli aspiracje graczy Ruchu nie sięgają zwycięstwa w Warszawie, to znaczy, że ten zespół po prostu specjalnych ambicji nie ma. "Podelektuje" się w tym sezonie wielką chwilą, a za rok będzie się bił o utrzymanie. Portal 90minut.pl dał tytuł do meczu: "Klęska Ruchu w święto duchów", ale dla mnie w Warszawie obudzone zostały nie duchy, ale stare koszmary naszej piłki. Rewelacja ligowa przyjeżdża do stolicy i oddaje punkty bez walki wzruszając przy tym ramionami. Ruch to tylko przykład pierwszy z brzegu, bo brak aspiracji, to w naszej piłce plaga. Zastraszająca jest liczba meczów, w których polski "kopacz" nie ma nic do stracenia. Piszę kopacz, bo w czasach, gdy piłkarze uczynili z gry w piłkę sztuką, kopacze wciąż kopią ją bez ładu, składu i aspiracji. Dlaczego zawodnikowi Ruchu nie marzy się zwycięstwo nad Legią, a potem wielka kariera w reprezentacji i wielkim klubie? Bo przykłady, że komuś się to u nas udało, albo wymarły, albo są na emeryturze. Polski futbol dusi się we własnym sosie, w europejskiej hierarchii nie znacząc nic. Z czasem piłkarz uznaje to za stan naturalny. A "trzecioświatowe" aspiracje sprawiają, że nasze kluby, a potem także i reprezentacja nie mogą zrobić kroku do przodu. Ambicja nie jest w piłce warunkiem wystarczającym, ale jest koniecznym. Chciałbym przypomnieć to teraz, gdy wielu fanów przeżywa małą euforię po nominacji dla Smudy. Trenera, który kilka razy udowodnił, że jego marzenia sięgają poza piłkarską szarzyznę ekstraklasy. Tylko czy znajdzie choć ze 20 piłkarzy myślących tak samo? Stawką jest Euro 2012, czyli nasza największa piłkarska nadzieja. Oby nie zostały nam po niej wyłącznie nowe stadiony. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/?id=1795503">DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU</a>