- Mamy jeszcze mnóstwo biletów. Mamy nadzieję, że wszystkie się sprzedadzą, ale szanse na to nie są wielkie. Gdyby to był mecz hokejowy, nie byłoby już śladu po biletach - tłumaczy nam uśmiechnięta pani kasjerka, ale gdy dowiaduje się, że jesteśmy dziennikarzami z Polski, robi dobrą minę do złej gry: - Sprzedaż otwarta zaczęła się dopiero dzisiaj. Do tej pory sprzedawaliśmy wejściówki na sektory przeznaczone dla Polaków. Na pozostałe sprzedaż zaczęła się dopiero dzisiaj. Nie chcieliśmy jej wprowadzać w zakłopotanie pytaniem, dlaczego w takim razie nie ma choćby kilkuosobowej kolejki po bilety. Gdy już ktoś podchodzi, to bierze bilety najtańsze, na sektory za bramkami po 250 koron (28 zł). Mało kto kupuje te po 500 koron, a w ciągu półgodzinnej obserwacji kas nie zdarzyło się, żeby ktoś nabył bilety na główne trybuny po 800 koron (90 zł). Inna rzecz, że po ostatniej awanturze, jaką w Bratysławie wywołali polscy kibice, przeciętny Słowak nie zaryzykuje zabrania rodziny na mecz. Tym bardziej, że telewizje na początku programów informacyjnych pokazują migawki z zadymy z listopada 1998 r., jaką wywołali chuligani w biało-czerwonych szalikach. Mamy nadzieję, że plamę sprzed dziesięciu lat zmażą dobrze zachowujący się kibice, ale przede wszystkim piłkarze Leo Beenhakker poprzez dobrą i skuteczną grę. - Słowacja to trudny rywal, spodziewamy się ciężkiego meczu, ale wyjdziemy na boisko walczyć o trzy punkty - powiedział napastnik Orłów Paweł Brożek. Polacy zatrzymali się w hotelu Crowne Plaza, z którego mają około trzech km na stadion. Obiekt, na którym zagrają ze Słowakami, nie wygląda zbyt dobrze. Ma wprawdzie tylko nowoczesne foteliki, ale na betonowych trybunach wyraźne piętno odcisnął czas. Murawa nie jest zbyt równa, ale trawa tu bujna i gęsta. O sytuacji w słowackim futbolu udało nam się porozmawiać z redaktorem naczelnym największej gazety na Słowacji, "Novego Czasu", Janem Bednariciem. Dla Interia.pl Jan Bednarić, redaktor naczelny "Nowego Czasu" - Bojkot meczu naszej reprezentacji z Polską nie jest wymysłem, to prawda. Nawet gdyby nie to, nie spodziewałbym się frekwencji rzędu dziesięć tysięcy ludzi. Ludzie najzwyczajniej mają w nosie naszych piłkarzy. Najpierw muszą oni coś osiągnąć, zrobić jakiś znaczący wynik i dopiero wtedy będą mogli liczyć na poważniejsze wsparcie z trybun. Na razie piłka nożna to u nas sport marginalny i nie da się go porównać do hokeja. Michał Białoński, Bratysława