Michał Białoński: Jak do tego doszło, że rozkochał się pan w Ukrainie? Piotr Słonka, fan ukraińskiego futbolu, relacjonujący wojnę na Twitterze jako BuckarooBanzai: W 2011 r wyjechałem na studia do Kijowa. Ludzie i miasto od razu chwycili za serce? - Paradoksalnie długo czułem się wyobcowany. Wtedy nie było tylu połączeń lotniczych, kolejowych i autobusowych z Polską, dzięki którym polszczyznę łatwo można było usłyszeć na ulicach miasta jeszcze kilka miesięcy temu. Czułem się jakbym był na odległym kontynencie, np. w Egipcie, a nie raptem 800-900 km od kraju. Stosunkowo szybko złapałem kontakt z kijowianami i do nich przywykłem. Starałem się też, na ile mogłem, pomagać miastu. W roli społecznika? - Coś w tym rodzaju. Dzieliłem się wiedzą wyniesioną z Polski itd. Nadal czuję się kijowianinem, choć od kilku lat już tam nie mieszkam na stałe. W Kijowie mam jednak mieszkanie i latam sobie między Polską a Ukrainą. Dokładniej rzecz ujmując latałem, gdyż eskalacja wojny to zatrzymała. Mam nadzieję, że wkrótce znów będę mógł wrócić do dawnego trybu życia. Miałem przyjemność gościć w Kijowie podczas finału Euro 2012 i zaskoczył mnie fakt, że prawie nikt nie mówił po ukraińsku. Wszyscy po rosyjsku. - To prawda, choć w tamtym okresie jeszcze nie rozróżniałem tych języków. Tylko koledzy ze Lwowa uczulali mnie, że zamiast "woobszcze" (w ogóle) mówi się "vzahali". W ten sposób, niejako z ulicy, z kontaktów z ludźmi, łapałem ukraiński, ale posługuję się mieszanką języków ukraińskiego z rosyjskim, którą oni nazywają "surżyk". Ale ukraiński powszechnieje. Osiem lat temu w Kijowie trudno było go usłyszeć, ale w telewizji już tak. Zwłaszcza w kabaretach, w których Ukraińcy byli portretowani nie jak ci gorsi, ale odmienni. Niekiedy ludzi bawiło samo brzmienie ukraińskiego. Pamiętajmy, że on ma też swoje regionalizmy. Inaczej mówią na Zakarpaciu, w okolicach Howerli itd. Górale przyjeżdżający stamtąd byli wyśmiewani, bo nikt ich nie rozumiał. Językowy zwrot nastąpił w 2014. Coraz więcej ludzi chodziło z flagami, wstążkami w barwach ukraińskich. Wtedy zmieniło się postrzeganie swego kraju przez Ukraińców. Oczywiście to nie była jeszcze zmiana o 180 stopni. Ona następuje dopiero teraz. A jak był osiem lat temu? - Ludzie się cieszyli: "Wszyscy jesteśmy Ukraińcami, teraz zwyciężymy!", ale dwa lata po Majdanie, gdy okazało się, że z pracą jest krucho, zarobki słabe i trzeba wyjeżdżać za chlebem do Polski, to wróciła narracja: "To lepiej było z tą Moskwą zostać niż organizować Majdan". Aż tak? - Kraj był wtedy rozdarty. Czytałem statystyki na ten temat. Tak jak w 2014 r. skokowo wzrosła liczba minut z użyciem języka ukraińskiego w telewizji, tak stopniowo, aż do covidowego roku 2020, ona zaczęła topnieć. Rosyjski zaczął dominować w ukraińskiej telewizji. Państwo nie było w stanie z tym walczyć? - Dopiero w tamtym roku wprowadzono obowiązek tłumaczenia na ukraiński kogoś, komu wyrwałby się rosyjski. Zdarzyło się kilka śmiesznych przypadków. Na przykład trener Zorji Ługańsk Skripnik dostawał pytania po ukraińsku, ale sam odpowiadał po rosyjsku, więc musieli to tłumaczyć. Zatem robili wszystko, aby przywrócić ukraiński przede wszystkim w telewizji, aby on był tam dominującym nad rosyjskim. Podczas losowania grup Euro 2012 doszło do mieszanki języków. Prezenterska ukraińskiej telewizji zagajała po ukraińsku, a Andrij Szewczenko odpowiadał po rosyjsku. Dopiero niedawno nauczył się ukraińskiego? - Nawet nie tak do końca się nauczył. Jeszcze przed Euro 2020, gdy był selekcjonerem, obiecywał, że się w końcu nauczy. Obecny selekcjoner Ołeksandr Petrakow, po wybuchu wojny 24 lutego, zadeklarował: "Mam 64 lata i całe życie mówiłem po rosyjsku, ale dosyć tego. Teraz postaram się przejść jak najszybciej na ukraiński". - Takie zachowanie widać wśród wielu. W 2014 r. sporo osób deklarowało zmianę języka na ukraiński, ale nie stanowili oni większości. Co najwyżej 40 procent. Natomiast teraz wszyscy, którzy osiem lat temu mówili: "Fajnie, mówicie sobie po ukraińsku, mi to nie przeszkadza, ale ja nadal będę posługiwał się rosyjskim" przechodzą na ukraiński i ten język będzie dominował w kraju. Przy rosyjskim zostaną rzecz jasna babuszki, czy ludzie ze Wschodu. To jest oczywiste. Ogólnie jednak naród ukraiński doceni to, że ma swój język i z dumą będzie go używać. W Polsce, a tym bardziej na zachodzie Europy zapomina się, że na Ukrainie wojna nie zaczęła się od lutego 2022 r., tylko od lutego 2014 r. Od aneksji Krymu, po której nastąpiło oderwanie przez Rosję samozwańczych Republik Ludowych - Ługańskiej i Donieckiej. W tym roku pożoga wojenna rozlała się natomiast niemal na cały kraj. - To prawda. Przez ostatnich osiem lat codziennie ktoś umierał na froncie wschodnim. Zaczęło się od Majdanu, czyli z końcem 2013 r. Kolega był kręcić film w Doniecku, na Donbas Arenie. Wszyscy w Doniecku mówili jednym głosem: "Fajny ten Majdan, ale co wy chcecie od nas?". Niektórzy posuwali się jeszcze dalej: "Majdan zrobili naziści. My nie chcemy mieć z nimi nic wspólnego". Kolega nie mógł znaleźć choćby jednej osoby, która by stanowiła przeciwwagę. To był chyba ostatni mecz Szachtara w Doniecku. Później nastąpiło "bum", w maju 2014 r. weszło wojsko. I się zaczęło. Tam spora część społeczeństwa sama wybrała Rosję. Widzimy, co zostało z Donbasu, z Ługańska, co się dzieje z Mariupolem. Od 2014 r. w wojnie na wschodzie Ukraina straciła około 15 tys. ludzi, wliczając w to cywilów. Natomiast kraj szykował się od tamtego czasu na inwazję, która nastąpiła w lutym 2022 r. Miałem okazję być na kilku wykładach dla armii w 2017 r. Pod ich koniec zapowiedziano mi, że dowiedziałem się tajnych rzeczy i żeby o nich nie opowiadać. Mówiąc oględnie, chodziło o organizację zaplecza samego frontu. W ten sposób byłem świadkiem tej "podgotowki" do odparcia skomasowanego ataku. Imponuje sposób, w jaki w obronę kraju angażują się ludzie sportu. Mer Kijowa Witalij Kliczko i jego brat Władymir, Aleksandr Usyk i Wasyl Łomaczenko to frontmeni. Pod wpływem ich przekazu jeden z rosyjskich oficerów zrozumiał, jak był oszukiwany. Wielu sportowców straciło życie, jak sierżant Sapyło, który zniszczył 30 czołgów i wozów bojowych Rosji, by polec na polu bitwy o Kijów, za co pośmiertnie tytułem Bohater Ukrainy odznaczył go prezydent Zełenski. Sapyło był wcześniej piłkarzem Karpat Lwów. Poza Sapyłą udział sportowców w samej wojnie ma być może udział symboliczny, ale dla świadomości i ducha narodu, a także nagłaśniania tej okropnej wojny na cały świat ma przemożne znacznie. - Sapyło był piłkarzem bardziej akademii Karpat, grał w juniorach. Faktycznie to poruszająca historia. Wracając do meritum, tuż przed inwazją z 22 lutego byłem zapraszany do dyskusji przez dziennikarzy, którzy zastanawiali się, jak wojna będzie wyglądała, gdy Rosja zaatakuje na całego. Ukraińcy od początku mówili, że w 2014 r. wojna propagandowa została przegrana, może nie tyle przegrana, co nie zakończyła się sukcesem. Od pierwszych dni rosyjskiej inwazji widzimy, że teraz jest całkiem odwrotnie. Jeśli chodzi o informacje w telewizji, a zwłaszcza w sieci, to Ukraina radzi sobie bardzo dobrze. Podkreślali, że trzeba podzielić to na trzy części. Pierwsza to dotarcie do swojego narodu, żeby nie było paniki. Czyli żeby w wypadku nalotu ludzie szli spokojnie się schować, bez tratowania jeden drugiego. Druga, to pokazanie światu, jaka krzywda się dzieje Ukraińcom, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z Rosją, że nie chcą żadnej "bratniej pomocy". Wielkie persony świata sportu, showbiznesu, odgrywają w tym wielką rolę. Ewidentnie poszło to w dobrą stronę. Świat jest poruszony tą wojną. Zatem udział znanych sportowców był potrzebny i przyczynił się do sukcesu informacyjnego. A trzecia część? - Docieranie do świadomości Rosjan. Większość z nich uwierzyła kremlowskiej propagandzie, że Ukraińcy sami chcą tej interwencji, że chcą być wyzwoleni spod panowania nacjonalistów, którzy rzekomo rządzą w Kijowie. Teraz w Donbasie sytuacja jest już taka, że ci, którzy identyfikowali się Rosją dawno uciekli, a większość z tych, którzy pozostali chce wolnej Ukrainy. Ani Charków, ani Mariupol dobrowolnie nie weszły w struktury Rosji. Ludzie stamtąd cały czas się bronią. Widać to chociażby po armiach terytorialnych, ogromnej liczbie wolontariuszy. Nawet ci, którzy mieli prorosyjskie zabarwienie, teraz chcą być od niej jak najdalej. Pragną wolnej Ukrainy. Natomiast do samych Rosjan przekaz nie do końca dociera. Moi znajomi z Ukrainy piszą swym kolegom z Rosji, co się dzieje naprawdę, by ich uświadomić. Część programów połączonych w jedną stacji ukraińskich nadaje po rosyjsku, by dotrzeć do Rosjan. Podobnie postępują programy internetowe. Za kilka dni miną dwa miesiące od inwazji i niektórym ręce opadają, gdyż widzą, że Rosjanom nic się nie da wytłumaczyć. Niesamowite jak są zabetonowani. - W Armii Terytorialnej Ukrainy jest były piłkarz Aleksander Alijew, choć pochodzi z Rosji, jego rodzice nadal tam mieszkają. Zadzwonił nawet do nich i im opowiedział, co się dzieje na Ukrainie. Oni odpowiedzieli, że nawet gdyby tak naprawdę się działo, to bardzo dobrze, bo przecież trzeba Ukrainę oswobodzić, wykurzyć nazistów. On im odpowiedział: "Mamo, tato, ale przecież tu nas bombardują. Musiałem syna, czyli waszego wnuka, wywieźć na Zachód, a ja sam z bronią w ręku codziennie muszę patrolować ulice itd.". Do nich jednak nic nie dotarło, nadal wierzą w propagandę Kremla. Rosjanie najwyraźniej się zamknęli w sobie. Miałem nadzieję, że ten mur zostanie chociaż trochę skruszony i jakieś strumyczki prawdy się przedostaną. Szokujące! Czyli dla rodziców bardziej wiarygodna jest propaganda Kremla niż słowa syna. - Jest bardzo popularny rosyjski bloger i youtuber KrasaVa. To również były piłkarz - Jewgienij Sawin. Założył własny klub. Jest w opozycji w stosunku do Putina. Od lutego pokazuje filmy i zdjęcia z tym, co się dzieje w Ukrainie. Zbombardowane szpitale, pozabijane dzieci. On jest jednym z nielicznych, który w Rosji żyje normalnie, mimo że pokazuje prawdę o wojnie. Poleciał do Londynu, by zrobić film z ukraińskimi piłkarzami. Trzy lata temu nagrał Zinczenkę. Rozmawiał niedawno z Jarmołenką. Chciał ponownie zrobić wywiad z Zinczenką, ale żona Ołeksandra zwróciła uwagę na fakt, że Krasawa nie przyznał nigdy w stu procentach, że Putin jest zły, wojna jest złem i winą Rosji. Natomiast w sprawie Krymu i Donbasu mówił, że odpowiedzialność ponoszą obie strony. Żona Zinczenki rozpłakała się podczas wywiadu i zastrzegła, że jej mąż nie będzie rozmawiał z takim człowiekiem, uznając go za lekką propagandę rosyjską. Przez Ukrainę przetoczyła się dyskusja czy Zinczenko dobrze zrobił, odmawiając tego wywiadu. Taki film na YT mogłoby obejrzeć około trzech milionów ludzi. Kropla drąży skałę. - Sporą część oglądających stanowiliby Ukraińcy, ale Rosjan też zebrałoby się około 1.4 mln, czyli jeden procent ich populacji. Wystarczyłoby, żeby chociaż co dziesiąty z nich otworzył oczy i już byłby dobry efekt. To był argument za wywiadem Zinczenki dla Krasawy. Natomiast nie brakuje głosów, że Zinczenko dobrze zrobił, odmawiając. Mijają już prawie dwa miesiące walenia argumentami w ten rosyjski beton w głowach. I nadal nic to nie daje. Rosjanie nie reagują. Załamuje się bardzo dużo przyjaźni rosyjsko-ukraińskich, a Rosjanie i tak wierzą swojej propagandzie. Wystrzegają się prawdy jak wody święconej. Rozmawiał: Michał Białoński II część wywiadu z Piotrem Słonką zaprezentujemy we wtorek 19 kwietnia