Po porażce w Jerozolimie 1:2 i osłabieniu kadrowym (Arkadiusz Głowacki i Marek Zieńczuk) sytuacja Wisły jest niewesoła. Skoża jednak nie załamuje rąk. - Mieliśmy tydzień na uzupełnienie ubytków w składzie. Wydaje mi się, że się to udało zrobić. Podstawową "jedenastkę" mam już w głowie - zapewnił młody szkoleniowiec wiślaków. Po tym, jak w Jerozolimie "Biała Gwiazda" co chwilę miała pecha (a to godzinne oczekiwanie na bagaż, później błądzenie po mieście w poszukiwaniu hotelu, czekanie na piłki podczas treningu, czy 40-minutowe manewry pod stadionem po zajęciach), teraz fortuna odwróciła się. Z powodu awarii samolotu Beitar zamiast w poniedziałek, dotarł do Krakowa dopiero dzisiaj. - Życie czasem płata różne figle. Nie wszystko można przewidzieć. Najpierw my mieliśmy pecha, a teraz Beitar na lotnisku w Tel-Awiwie przeszedł różne perturbacje - komentował Skorża. - Mam nadzieję, że na tym się losowe niespodzianki zakończyły i obie drużyny będą mogły się skupić na meczu. Pod Wawel przyjechało 150 kibiców Beitaru. Podobnej wielkości grupa wiślaków gościła w Jerozolimie. Jak na Wisłę wpłynął fakt, że na wypadek wyeliminowaniu Beitaru przyjdzie się zmierzyć z FC Barceloną? - Nie tylko dla nas, ale też dla Beitaru perspektywa rywalizacji z Barceloną, to swego rodzaju ogromna nagroda i dodatkowy czynnik, który mobilizuje piłkarzy - podkreślał Maciej Skorża. Michał Białoński, Kraków