Dlaczego zarząd PZLA? Marek Plawgo: - Dlatego, że to gremium, złożone bodajże z 23 osób, ustalało skład reprezentacji. Trener Józef Lisowski, odpowiedzialny za sztafetę, miał inną koncepcję zestawienia zespołu, złożonego z zawodników, którzy po pierwsze są zdrowi, a po drugie w formie. Jednak kumoterstwo sprawiło, że zadecydowano wbrew logice trenera. To przepraszam, za co ma odpowiadać pan Lisowski. Niech teraz biega tu zarząd. Panie Marku, ale zarząd PZLA zatwierdził te zasady, które przedłożył nie kto inny, jak Józef Lisowski. To co, pomylił się i teraz chce zmieniać? - Wszystko się zgadza, tylko pytam, kiedy te zasady zatwierdził? Jak był śnieg. A lato pokazało, wręcz nakazało wprowadzenie zmian, bo jeden i drugi borykał się z kontuzjami, a trzeci i czwarty był bez formy. Trzeba więc było sięgnąć po piątego czy szóstego, zdrowego i w pełni sprawnego. Tak chciał trener. Kto lepiej wie od niego w jakim składzie sztafeta ma startować? Zarząd? Przecież wyjaśniał ten temat podczas mistrzostw Polski w Szczecinie na początku lipca. I co z tego? - odpowiedział Plawgo, który będzie musiał biegać w eliminacjach, bo nie ma zastępcy. - Ano nie ma - potwierdza zawodnik Warszawianki. - Bo kto? Daniel Dąbrowski, który przegrałby dziś z płotkarzami, biegnąc na torze bez płotków. Jego przyjazd do Pekinu to wielkie nieporozumienie. A wyprowadził mnie z równowagi na obozie w Japonii chwaląc się na koniec, że zaliczył pierwszy dzień treningu bez bólu. To się pytam jego: chłopie, po co w takim razie wsiadłeś do samolotu w Warszawie? Straciłem do niego szacunek, jaki miałem, bo wykazał się brakiem odpowiedzialności zespołowej. Sztafeta nie jest bowiem konkurencją indywidualną. Co w takim razie panie Marku? - No co, będę musiał biegać w eliminacjach, no i jak Bóg da, to w finale. Nie wiem tylko czy mój organizm wytrzyma jeszcze dwa biegi, bo już trzy mam w nogach. Wiara czyni cuda... ale zmieńmy temat z zespołowego na pana. Szóstego w Atenach, szóstego w Pekinie. No cóż, spójrzmy prawdzie w oczy. Byłem tu chłopcem do bicia. Nawet rekord Polski nie dałby mi medalu. Za daleko rywale uciekli, a ja po Osace założyłem na barki zbyt ciężki plecak. Nie mam sobie nic do zarzucenia po finale. Pobiegłem na sto procent możliwości, nie popełniłem żadnego błędu no i tylko, a może aż szóste miejsce na świecie. Ale pierwsze w Europie... - Cieszę się, bo tego nie zauważyłem. Wiele kategorii można jeszcze tworzyć. Co dalej? - Dotrwam, myślę, z niezbyt wyraźną nogą do końca sezonu, zrobię gruntowny remont, spojrzę na półkę w domu z dwoma medalami mistrzostw świata i ... rozpocznę chyba przygotowania do następnych, za rok, w Berlinie. A co z medalem olimpijskim? - No tak, jestem nie do końca spełniony, ale... W Londynie miałbym 31 lat. W Pekinie rozmawiał Janusz Kalinowski