Jak czuje się dziś Andy Carroll zmuszony spoglądać w górę tabeli, by zobaczyć swoich starych kumpli z Newcastle United? Szefowie klubu, gdzie debiutował, znacznie rozsądniej wydają miliony, niż nowy właściciel Liverpoolu John W. Henry, który zapłacił za niego 35 mln funtów. Pocieszeniem dla reprezentanta Anglii może być ten, dzięki któremu jego przeprowadzka na Anfield doszła do skutku. Po rekordowym transferze do Chelsea, Fernando Torres zdobył zaledwie trzy bramki w 22 spotkaniach ligowych. Wobec skuteczności Hiszpana w Liverpoolu (81 goli w 142 meczach) to niemal klęska. W ostatnim meczu z Blackburn, Torres dostał piłkę trzy metry od bramki i zamiast wepchnąć ją do siatki kopnął nad poprzeczką zaliczając kolejny w tym sezonie tak niewiarygodny kiks. Napastnikowi, za którego Chelsea zapłaciła 60 mln euro podobne nieszczęście przytrafiło się już na Old Trafford. Honor mistrzów świata ratuje David Silva z City, jego talent eksplodował w Premier League, jak kiedyś Torresa. Nie tęsknią za Carrollem Fanom Newcastle nie było nawet dane zatęsknić za Carrollem. Jego strata nie oznaczała kłopotów drużyny. Wręcz przeciwnie. W ubiegłym sezonie utrzymała się bez trudu, w obecnym jest rewelacją najsilniejszej ligi świata. Senegalczyk Demba Ba zdobył osiem z 17 bramek dla drużyny Alana Pardew, która jeszcze nie przegrała. Znakomicie spisuje się irlandzki skrzydłowy Leon Best (trzy gole, trzy asysty) i francuski pomocnik Yohan Cabaye kupiony za sześć milionów funtów z mistrza Francji Lille. Nie trzeba bić transferowych rekordów, by stworzyć ciekawą drużynę. Mając 25 pkt (7 zwycięstw, 4 remisy) Newcastle jest na trzecim miejscu w Premiership, przed Chelsea, Tottenhamem, Liverpoolem i Arsenalem, za parą liderów z Manchesteru. W następnej kolejce jedzie na Etihad Stadium, gdzie City wygrało wszystkie pięć meczów wbijając gościom aż 16 goli. Jeśli Newcastle się obroni, jego kibice na serio zaczną myśleć o pozycji dającej prawo gry w rozgrywkach europejskich. Większość obserwatorów jest zadowolona, gdy w futbolu z najwyższej półki hierarchia finansowa i sportową nie jest tym samym. Newcastle staje się dla Premiership tym, czym Levante dla La Ligi, choć jego podstawy finansowe są znacznie solidniejsze. Drużyna zbudowana z poszanowaniem rachunku ekonomicznego, niebędąca kaprysem szejków, czy oligarchów dostarcza dowodów, że poza setkami milionów, w piłce wciąż bezcenny jest pomysł. Ćwierć wieku Fergusona W 1996 i 1997 roku Newcastle zdobywało wicemistrzostwo Anglii, przegrywając wyścig o tytuł z Manchesterem United. Jego gwiazdami byli wtedy Alan Shearer, Les Ferdinand i David Ginola. Jedno od tamtej pory pozostało bez zmian - na ławce Manchesteru wciąż siada Alex Ferguson. Przed sobotnim spotkaniem z Sunderlandem fani United zrzucili się po 4,5 euro, by wywiesić na Old Trafford 70-metrowy transparent fetujący ćwierć wieku pracy trenera, który za miesiąc kończy 70 lat. Szkot poprowadził drużynę w 1409 meczach wydobywając ją z dna na szczyt. Ma już trybunę swojego imienia, za chwilę wystawią mu pomnik, ale on wciąż nie chce zawodowo umierać. "Będę tu pracował dopóki nie opuści mnie zdrowie i ochota, bo to jest prawdziwa baśń". 37 trofeów, 12 mistrzostw Anglii i dwa zwycięstwa w Champions League są dorobkiem Fergusona. "To niewiarygodny sen" - te właśnie słowa napisali mu fani na 70-metrowym transparencie. Sam pewnie się głowi, jak do tego doszło? Kilka lat temu jeden z dziennikarzy zapytał go, czy widzi siebie, jako trenera w 70. roku życia? Odpowiedział wtedy, że nie ma takiej możliwości. A potem się okazało, iż w domu, z żoną, nie mógłby wytrzymać. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Premier League