- Mimo wszystko stawiam na Detroit, bo będzie grał u siebie, a wcześniejsze mecze pokazały, ile wart jest atut własnego lodu - ocenił. We wszystkich sześciu meczach zwyciężali gospodarze. - Przy tak wyrównanych zespołach atut własnej hali ma ogromne znaczenie. Dlatego po piątym meczu przegranym przez Pittsburgh aż zero do pięciu przestrzegałem, że to jeszcze nie koniec. No i jak widać, sprawdziło się - powiedział wychowanek nowotarskiego Podhala, który odnosił sukcesy także z Polonią Bytom i Unią Oświęcim. Po trzech rundach play offów wydawało się, że będzie to finał wielkich gwiazd, tymczasem ani Crosby z Małkinem, ani liderzy Detroit nie zdominowali sytuacji na tafli. - Owszem, gwiazdy nie błyszczą, ale na tym etapie rozgrywek i przy tak wyrównanych zespołach, nie zawsze o wyniku mogą decydować najlepsi. Z jednej strony czują wielką presję, a z drugiej sztaby szkoleniowe rywali mają ich dokładnie rozpracowanych i stosują taką taktykę, aby uniemożliwić im pokazanie pełni swoich możliwości - argumentuje Gabriel Samolej, czterokrotny mistrz Polski. Nasz były reprezentacyjny bramkarz (108 meczów w kadrze) szczególnie przypatruje się grze kolegów po fachu. - Bronią świetnie, ale jak każdy, popełniają błędy - przyznał. - W ostatnim czasie w NHL jest coraz więcej bramkarzy prezentujących podobny poziom. W tym sezonie nie było kogoś, kto zdominowałby rywalizację na tej pozycji tak jak niegdyś Dominik Haszek. Według mnie bardzo udany sezon miał Nikołaj Chabibulin. Zresztą miałem okazję być na meczu Chicago Blackhawks i podziwiać jego klasę. Trzykrotny olimpijczyk, który mecz życia rozegrał przeciwko podczas igrzysk w Calgary, gdy o mało nie zatrzymał Kanadyjczyków (0:1), twierdzi, że także spośród zawodników na innych pozycjach nikt nie wybił się zdecydowanie ponad resztę. - Wszyscy zawodnicy z górnej półki mieli lepsze i gorsze momenty. Najbardziej podobała mi się gra Sidneya Crosby'ego. Ma niesamowite możliwości - ocenił Gabriel Samolej.